Zachodni inwestorzy indywidaulni nie kwapią się do powrotu na rynek. Polacy są bardziej odważni.
To wnioski z badań Barclays, w których ankietowano zamożnych graczy.
Zachodni inwestorzy indywidaulni nie kwapią się do powrotu na rynek. Polacy są bardziej odważni.
To wnioski z badań Barclays, w których ankietowano zamożnych graczy.
Zachodni inwestorzy indywidaulni nie kwapią się do powrotu na rynek. Polacy są bardziej odważni.
Ponad dwie trzecie z 2,1 tys. przebadanych zamożnych inwestorów z całego świata uważa, że ryzyko zmienności kursów jest wciąż zbyt duże. Z drugiej strony, blisko 90 proc. z nich wierzy, że zyski na rynku kapitałowym są możliwe do osiągnięcia. To wyniki opublikowanego wczoraj raportu działu private bankingu w Barclays (we wrześniu zeszłego roku kupił północnoamerykańską część Lehman Brothers). Bank przeprowadził badanie od marca do maja wśród inwestorów z aktywami od 500 tys. GBP (2,7 mln zł) do 30 mln GBP (160 mln zł).
— Bogaci inwestorzy są sparaliżowani, ponieważ obawiają się, że rynki mogą dalej spadać — komentował na specjalnej konferencji Philippe Sednaoui, szef Barclays Wealth w Szwajcarii.
Nasi są w grze
Przeważająca większość klientów private bankingu zdaje sobie sprawę, że według standardów rynkowych z przeszłości świetnych okazji nie brakuje.
— Klienci nie są jednak pewni, czy nie rozpęta się jeszcze nowa rynkowa burza — uważa Philippe Sednaoui.
— Polscy zamożni inwestorzy są świadomi wciąż wysokiego ryzyka inwestycyjnego, jednak coraz częściej widzą okazję do bardzo zyskownych inwestycji na rynku kapitałowym, surowcowym czy nieruchomości — mówi Jacek Taraśkiewicz, szef private bankingu w ING Banku.
W Polsce na koniec 2008 r. było około 12,5 tys. milionerów. Bariery korzystania z usług private bankingu nie są tak wyśrubowane jak na Zachodzie (zaczynają się od 200-500 tys. zł). Czy Polacy są bardziej odważni niż ich zagraniczni koledzy?
— Zauważamy akceptację wyższego poziomu ryzyka. Część klientów, zgodnie z naszymi sugestiami, od początku roku zwiększała systematycznie zaangażowanie na rynku akcji i w pozostałych klasach aktywów, by budować odpowiednio zdywersyfikowany portfel — mówi Jacek Taraśkiewicz.
Eksperci dodają, że na Zachodzie inwestorzy są zwykle zadowoleni z zysku 8 proc. W Polsce klienci oczekują znacznie więcej.
— Widzimy ostatnio silny wzrost zainteresowania produktami opartymi na krajowych indeksach giełdowych. W minionych trzech, czterech miesiącach sprzedaż takich produktów wzrosła o ponad 100 proc. Nie obserwujemy jednak wielkiego zainteresowania surowcami — mówi Przemysław Guberow, dyrektor inwestycyjny Noble Banku.
Popyt na struktury
W strategiach inwestycyjnych ING Bank założył, że rynki wschodzące szybciej zareagują na ożywienie niż te dojrzałe.
— Okazało się, że mieliśmy rację. Wystarczy popatrzeć na rewelacyjne stopy zwrotu z rynków BRIC [Brazylia, Rosja, Indie i Chiny — red.] — mówi Jacek Taraśkiewicz.
Bardzo wielu klientów private bankingu jest jednak wciąż skłonnych jedynie zakładać lokaty bankowe.
— Oprocentowanie lokat gwałtownie spadło, a GPW odbiła w górę o kilkadziesiąt procent. Klienci, którzy chcieli wrócić na rynek akcyjny, a przespali odbicie, są zawiedzeni. Gdyby WIG20 znów spadł do 1400 pkt, od razu weszliby do gry, ale taki spadek dziś wydaje się nierealny — mówi Przemysław Guberow.
Jego zdaniem, sytuacja na rynkach akcji jest wciąż nerwowa, a wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi.
— Nie mamy szklanej kuli, więc doradzamy ostrożność. Dlatego złotym środkiem, na który decyduje się wielu naszych klientów, są proste produkty strukturyzowane oparte na krajowym rynku akcji (także tworzone dla indywidualnego klienta). To produkt bardziej wyrafinowany niż fundusze akcyjne. Pozwala na zarabianie na rynku akcji, ale jednocześnie daje pełną lub prawie pełną gwarancję zwrotu kapitału. Kryzys nauczył inwestorów, że ten komfort jest bezcenny — mówi dyrektor inwestycyjny Noble Banku.
Podpis: Adrian Boczkowski