Burdel w kasynie ukatrupił Europę

Karol Jedliński
opublikowano: 2011-11-22 00:00

Będzie bolało? Trudno, w kryzysie lekarz musi rozmawiać z pacjentem. — Polityka i biznes muszą ułożyć się na nowo — przekonują m.in. Aleksander Kwaśniewski i Jan Kulczyk

Środek zażartej dyskusji o tym, czyja głowa powinna pójść pod topór za wywołanie kryzysu. Aleksander Kwaśniewski: — Sytuacja, w której jeden makler może dzięki machinacji zmieść wielki bank z powierzchni ziemi oznacza, że w części biznesowego świata mamy zwyczajny burdel. — Który to jest dochodowy zazwyczaj — dorzuca Jan Kulczyk.

Ogoleni naiwniacy

Dyskusja toczy się w pałacyku Polskiej Rady Biznesu, gdzie w podziemiach niegdyś bratał się wielki biznes z wpływową polityką, jeszcze w czasach przed „Pędzącym Królikiem”. Teraz, na debacie „Biznes a polityka” zorganizowanej przez Executive Club, spotkało się kilkudziesięciu czołowych menedżerów. Jan Kulczyk, szybko znajduje winnych kryzysu. Jest ich cała masa, ot, na przykład weźmy takiego amerykańskiego stolarza.

— Czy każdy musi być deweloperem? Sprawcy kryzysu to zwykli ludzie, nie tylko banki, firmy, politycy. Kiedyś pewne instrumenty finansowe były zastrzeżone dla osób z odpowiednimi kompetencjami. Gdy rynek kapitałowy został zasilony przez oszczędności ludzi, okazało się, że można ich naciągnąć. No i są naciągani — przekonuje biznesmen.

Jednocześnie pomstuje na głupotę polityków. Bo powinni dawać rynkowe impulsy, które zniechęcałyby lekkomyślnych stolarzy do gry w finansowym kasynie. A do tego to naprawianie przez psucie, czyli reanimacja nasyconego i zadłużonego trupa zwanego Europą. — Jej nie da się uratować, nawet na siłę — kwituje dr Kulczyk.

Rowerem do Afryki

Ogień podsyca Aleksander Kwaśniewski, niegdyś władza zwierzchnia wobec obywatela Kulczyka, a dziś jego pracownik, zasiadający w radzie doradców Kulczyk Investments.

— Polityka nie jest dziś siłą sprawczą na świecie. Jobs jest przed Obamą. Wielkie ideologie zamierają, partie w demokracjach wyludniają się. Dlatego nie ma tak wpływowego polityka, którego można by oskarżyć o spowodowanie obecnej zapaści — przekonuje eks-prezydent. Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu, idzie o krok dalej.

— To może zastanówmy się, po co nam polityka? Do wojen tylko? Przy tym poziomie spekulacji pieniądze pompowane obecnie w gospodarkę, nie wrócą na jej wierzch i ten paradoks trzeba naprawić. Politycy muszą naprawić — kwituje prezes paliwowego kolosa. Jan Kulczyk znów przywołuje czarny scenariusz i radzi rozglądać się za wyspami biznesowej szczęśliwości.

— Z 7 mld ludzi jedynie 1 mld jest tym, który ma wszystko: mieszkanie, samochód, wakacje. A kryzys dotknął z tego może 100 mln ludzi. Europa, USA są ważne, bo tam gromadzi się kapitał. Ale czy tam są rynki? Niekoniecznie. Europa jest syta, Azja, Afryka są głodne, chcą mieć rower, a potem samochód — mówi Jan Kulczyk. Prof. Witold Orłowski twierdzi jednak, że głód wschodzących potęg nasycą inni.

Polityka musi na nowo ułożyć się z biznesem.

— Właściwą drogę najszybciej odnajdą Chiny. To kraj, gdzie planuje się strategicznie na 50 lat w przód. Od lat Chińczycy wykupują Afrykę, czego nikt z Zachodu nie chciał się tknąć. I teraz mają kontrolę nad wydobyciem części kluczowych surowców. A na Zachodzie są kilkuletnie obiecanki. Także z drugiej strony — branża finansowa już kiedyś obiecała politykom, że sama wprowadzi ostrzejsze regulacje. I nic — uważa prof. Witold Orłowski.

Turbo bez ssania

Powraca wątek pazerności białych kołnierzyków i bezradności polityków. Były prezydent stawia diagnozę, że finansiści sami tego chcieli. I kiedy turbokapitalizm stracił ssanie, chciwość szybko zaczęła wysysać im kieszenie.

— Znani europejscy bankowcy mówili mi, że nie mają pojęcia, co dzieje się z połową aktywów ich firm, rozproszonych po setkach funduszy. I póki żarło, nie było to problemem — przyznaje Aleksander Kwaśniewski.

Kolejny wspólny wniosek: także w Polsce polityka musi na nowo ułożyć się z biznesem. Lekarz musi rozmawiać z pacjentem, nawet jeśli operacja ma boleć. Bo nie może być tak, że dla banków zyski są prywatne, a straty państwowe.

— Nie mamy programu gospodarczego, mamy prywatyzację, która jest bardziej wyprzedażą. Do tego styk biznesu i polityki to nie myślenie strategiczne, lecz lawirowanie — twierdzi Paweł Olechnowicz. A lawirować można pozytywnie i bez wstydu. Chciałoby się rzec — nacjonalistycznie, na modłę francuską.

— Taki nacjonalizm nie jest niczym złym. Za mojej prezydentury politycy francuscy zawsze podczas spotkań wyciągali kartki z nazwami drażliwych firm. Nie wstydzili się pytając np. o LOT w kontekście Airbusa. Był i niejaki „Risz”, gdy w Polsce inwestował koncern Hachette. Chodziło oczywiście o Ruch. Pytali bez wstydu, róbmy podobnie — skwitował Aleksander Kwaśniewski.