Wicepremier Roman Giertych w poniedziałek był łaskaw w radiowych Sygnałach Dnia nazwać „oczywistą bzdurą” informacje „PB” o tym, że chce zabrać miliony złotych przeznaczone na pomoce dla szkół i przekazać je na ośrodki na wsi. W następnych sło-wach raczył jednak dodać, że „(…) był pomysł, który zresztą jeszcze w tej chwili nie wszedł w żadną fazę realizacji, aby skoncentrować pieniądze na środki komputerowe bardziej na wsi, to jest pomysł wart rozważenia (…)”. Zatem „był”, ale „jeszcze w tej chwili nie wszedł w żadną fazę realizacji”, czyli — jak rozumiem — wejść może, a więc pomysł „jest”, a nie „był”. Tak wygląda moja „oczywista bzdura”.
Minister edukacji powiedział także „mam wrażenie, że niektórzy bardziej się zajmują lobbowaniem jakichś interesów firm komputerowych, niż czymkolwiek innym”. Jeśli przypominanie MEN o zapomnianych przetargach, zakupach pomocy dla dzieci niewidomych i niepełnosprawnych, piętnowanie opóźnień w wydawaniu pieniędzy i innych zaniedbań jest lobbowaniem — to wyrok przyjmuję. Ale zajmuję się też innymi sprawami, w tym wychowywaniem dwojga dzieci, które — w przeciwieństwie do dzieci niektórych ministrów — chodzić będą do szkoły publicznej. Chociaż
akurat w mieście, a nie na wsi.