Tym razem nie powinno zabraknąć chętnych. Inwestorzy z kraju i zagranicy pukają już do drzwi resortu.
Resort skarbu zakończył sprzedaż Zakładów Azotowych Puławy (50,67 proc. akcji) i Zakładów Chemicznych Police (59,41 proc. akcji) bez rozstrzygnięcia. O zakup spółek starało się sześciu inwestorów: w tym Puławy, które złożyły skarbowi państwa ofertę zakupu Polic, oraz spółka pracownicza, która wystąpiła z ofertą zakupu Puław.
— Zmieniła się sytuacja rynkowa. Spółki mają teraz lepsze perspektywy rozwoju. Znacząco wzrosły też kursy akcji Polic i Puław, a co za tym idzie — ich wartość dla skarbu. Na tym tle oferty wiążące, które złożyli inwestorzy, nie były satysfakcjonujące — mówi Adam Leszkiewicz, wiceminister skarbu.
Są też inne powody, dla których skarb woli nie spieszyć się z prywatyzacją chemii.
— Pojawili się nowi zagraniczni inwestorzy branżowi spoza Europy: z południa i Azji, dostawcy surowców, ale także producenci. Wpłynęły listy intencyjne. Zauważyliśmy też wstępne zainteresowanie ze strony krajowych podmiotów: branżowych i finansowych —twierdzi Adam Leszkiewicz.
Podbudowany rosnącym popytem na spółki chemiczne resort skarbu już planuje kolejną procedurę prywatyzacyjną.
— Na przełomie I i II kwartału 2011 r. przedstawimy nową strategię prywatyzacyjną dla Polic i Puław, a także Ciechu oraz Azotów Tarnów łącznie z Kędzierzynem. Ten proces prywatyzacji ma szansę zakończyć się jeszcze w 2011 r. — mówi Adam Leszkiewicz.
Resort skarbu dał sobie kilka tygodni na wybór doradcy i przeprowadzenie analiz, w jaki sposób wystawić na sprzedaż chemię.
— Może to będzie zaproszenie do negocjacji, może zrobimy to przy wykorzystaniu giełdy. Za wcześnie na szczegóły. Planujemy spotkanie z inwestorami. Może również podpowiedzą, jakich rozwiązań oczekują — dodaje Adam Leszkiewicz.
Jeśli Puławy nadal chcą kupić Police, mają drugą szansę.
— Puławy nie muszą nawet czekać na rozpoczęcie kolejnej procedury prywatyzacyjnej. Mogą skorzystać z wezwania, ale ja nie będę absolutnie sugerował prezesowi Jarczewskiemu, by kupił Police. To musi być jego decyzja — mówi Adam Leszkiewicz.