Dobrobyt podszyty obawą

Karol Jedliński
opublikowano: 2006-05-29 00:00

„Puls Biznesu”: Dania to jeden z najbogatszych krajów na świecie. PKB na osobę wynosi ponad 37 tys. euro. Mimo to, jako jedni z niewielu w UE, Duńczycy nie otworzyli swojego rynku na pracowników z nowej Unii. Boicie się?

Susanne Hyldelund: Niektórzy na pewno, ale nasze opory wynikają głównie z tego, że nasz rynek pracy jest inaczej zorganizowany niż w Polsce. Każdego roku pracodawcy i związki zawodowe podpisują pewien rodzaj umowy społecznej. Rząd musi się więc liczyć z silną pozycją obu stron. Zarówno pracodawcy, jak i same związki zawodowe nie są przeciwko Polakom przyjeżdżającym do pracy, ale związki chcą np., aby pracodawcy musieli płacić Polakom tyle, ile Duńczykom.

Doskonała sytuacja gospodarcza Danii to m.in. najniższe od 30 lat bezrobocie (4,4 proc.). Czyli coraz większy brak rąk do pracy.

Brak zarówno wykwalifikowanych, jak i niewykwalifikowanych pracowników jest odczuwalny w wielu sektorach, takich jak służba zdrowia, branża budowlana czy informatyczna. Duński rząd co rusz wprowadza kolejne ułatwienia przy zatrudnianiu osób z nowych krajów Unii, więc jest to jakiś kompromis. A według unijnych dyrektyw, od 2009 r. i tak trzeba będzie bezwarunkowo otworzyć rynek pracy.

Dania pozostaje jakby na uboczu zjednoczonej Unii...

To prawda, nie przyjęliśmy euro, nie włączyliśmy się w projekt wspólnej polityki obronnej. Czujemy się Europejczykami, ale także Skandynawami, to kwestia emocjonalna. Przywiązanie choćby do wizerunku królowej na monetach i obawa przed utratą swojej wyjątkowości. Duńczycy to niecałe 2 proc. ludności UE, więc czasem boimy się, że kulturowo Unia nas wchłonie. Ale z drugiej strony, jesteśmy liderem w adaptowaniu unijnych przepisów. Dania jest też liderem w innej dziedzinie. Ma procentowo największy — w stosunku do całkowitej powierzchni kraju — obszar upraw rolnych. Uprawie sprzyja dobra ziemia i korzystny klimat. Dzięki rolnictwu nasz eksport jest o 25 proc. większy. Uprawą rolną zajmuje się niewiele osób, ale jest ona niezwykle wydajna, i to przy zachowaniu najwyższej jakości, czystości produkcji. Jest tu też miejsce na nowe technologie, to na wskroś nowoczesny proces. Poza tym już jesteśmy liderem w technologii budowy elektrowni wiatrowych.

W każdym rankingu zajmujecie miejsce w pierwszej trójce. Jest tak, gdy bierzemy raport Banku Światowego o najlepszych miejscach na robienie biznesu czy zestawienie Transparency International, pokazujące kraje wolne od korupcji. Urodzeni perfekcjoniści?

Rzeczywiście, nasz rynek słynie choćby ze swojej elastyczności. Łatwo zatrudnić, ale również zwolnić pracownika. Bardzo dbamy też o jasność, jednoznaczność przepisów i przejrzystość instytucji, tak aby nie przyczyniały się do powstawania korupcji. Poza tym duńscy urzędnicy zarabiają całkiem nieźle.

A co z lobbingiem?

Nie mamy, w przeciwieństwie do Polski, specjalnych przepisów dotyczących osób zajmujących się wpływaniem na powstawanie prawa. A to dlatego, że prawie każdy z 5,5 mln obywateli Danii jest zrzeszony w kilku organizacjach. Czy to związek zawodowy czy klub sportowy albo grupa wielbicieli ptaków. I to za pośrednictwem tych instytucji Duńczycy mogą się komunikować z przedstawicielami parlamentu.

Macie więc jakiekolwiek problemy?!

Obecnie, toczy się u nas debata, jak sprawić, by rozpędzona gospodarka się nie przegrzała i by nasz dobrobyt szybko się nie skończył. Bo jest on bardzo wygodny, nawet za cenę niezwykle wysokich podatków. Stawiamy więc na edukację i technologię.

Susanne Hyldelund, radca handlowy ambasady Danii w Polsce