Pod koniec 2009 r., kiedy świat wychodził z największego od 80 lat kryzysu finansowego, stopy w USA ścięto niemal do zera, a Fed drukował dolary, założenie lokaty dolarowej mogłoby uchodzić za szaleństwo. Mimo to po pięciu latach okazuje się, że była to lepsza inwestycja od lokaty w akcje. Od listopada 2009 r. dolar podrożał o 23,6 proc. W tym samym czasie indeks małych spółek WIG250 (a przed jego powstaniem sWIG80) dał zarobić jedynie 9,3 proc., nie pozwalając nawet na pokrycie utraty wartości pieniądza w czasie.
Taki kształt stóp zwrotu potwierdza starą zasadę inwestorów giełdowych, mówiącą, by kupować, kiedy leje się krew. Zapowiedzi, że programy skupu aktywów doprowadzą do wybuchu inflacji oraz upadku dolara nie sprawdziły się. Jednak dla inwestorów o nastawieniu kontrariańskim były zapowiedzią, że na amerykańskiej walucie będzie można nieźle zarobić.
Porównanie zachowania dolara oraz indeksu małych spółek WIG250 w ciągu ostatnich 5 lat. Źródło: PB.
