W środę 26 kwietnia zaprezentowane zostaną założenia reformy podatkowej w Stanach Zjednoczonych, a najważniejszym punktem ma być obniżka podatku dochodowego, płaconego przez firmy, z 35 do 15 proc. Jeszcze podczas kampanii wyborczej Donald Trump przemawiał do wyobraźni inwestorów, zapowiadając „być może największe cięcie podatków, jakie kiedykolwiek mieliśmy”. Ale jak podkreśla Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ, liczy się nie tylko skala cięcia, bo aby mówić o wymiernych efektach dla gospodarki, trzeba podatki obniżać umiejętnie.

— Dla kondycji gospodarczej bardziej niż poziom stawek opodatkowania liczy się prostota i przejrzystość całego systemu. Ogłoszenie projektu to jedno. Bardziej liczą się konkrety i ostateczny kształt reformy. Moim zdaniem, o sukces będzie trudno, bo to wyjątkowo skomplikowane przedsięwzięcie. Tym bardziej że z zapowiedzi Donalda Trumpa można wnioskować, że reforma może być dość szeroka — mówi Łukasz Bugaj.
Fiasko próby przeforsowania reformy służby zdrowia sprzed miesiąca przez Donalda Trumpa przypomniało o dwóch sprawach. Po pierwsze, pokazało, że bez większościowego poparcia w Kongresie nic się nie zdziała. Po drugie — skreśliło pozycję na liście potencjalnych źródeł finansowania projektu podatkowego. Zdaniem analityków, plan obniżenia CIT w proponowanej wielkości może napotkać opór wśród republikanów, sprzeciwiających się zwiększaniu deficytu budżetowego. W poniedziałek amerykański sekretarz skarbu Steven Mnuchin powiedział, że proponowane zmiany podatkowe „sfinansują się same” dzięki 3-procentowemu wzrostowi gospodarczemu.
— W założeniu każda obniżka podatków ma być finansowana wzrostem PKB. Jednak w praktyce bywa różnie. Przykładowo, za czasów Ronalda Reagana pierwsze obniżki podatków nie zakończyły się sukcesem, a wtedy kondycja gospodarcza w USA była pod pewnymi względami lepsza. W porównaniu z tamtym okresem, obecnie mamy do czynienia z relatywnie niską produktywnością pracy, która utrzymuje się od początku kryzysu finansowego, i niskim wzrostem siły roboczej, który dodatkowo może być jeszcze bardziej ograniczany przez politykę antyimigracyjną Donalda Trumpa. Pierwotny plan zakładał, że finansowanie reformy podatkowej zapewni obniżka wydatków
dzięki reformie służby zdrowia i redukcja wydatków w ramach budżetu. Rzeczywistość pokazała, że ograniczenie wydatków jest bardzo trudne. Stąd zmiana retoryki amerykańskiej administracji i ukłon w stronę wzrostu gospodarczego — komentuje Łukasz Bugaj. Od początku tego tygodnia indeksy giełdowe za oceanem znów pną się w górę. We wtorek Nasdaq po raz pierwszy w historii przebił barierę 6 tys. pkt.
— To, że giełda nowojorska w ostatnich miesiącach dynamicznie rosła, nie wynika tylko z oczekiwań inwestorów co do realizacji zapowiedzi Donalda Trumpa. Równolegle mieliśmy do czynienia z wiarą w cykliczne ożywienie, z którym amerykański prezydent nie ma nic wspólnego. Co więcej, w ostatnim czasie inwestorzy podchodzą dość sceptycznie do realizacji przedwyborczych obietnic. Przykładem są zmiany cen akcji spółek opodatkowanych w relatywnie dużym i niewielkim stopniu. Te pierwsze, kilka tygodni po wyborach prezydenckich rosły wyjątkowo dynamicznie, podczas gdy od kilku tygodni zachowują się gorzej od szerokiego rynku. Dlatego uważam, że jest miejsce na zdyskontowanie każdej pozytywnej, aczkolwiek konkretnej informacji z Białego Domu — podsumowuje Łukasz Bugaj. © Ⓟ