Drogie CO 2, nie będzie dla Polski złe

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2016-06-08 22:00

Po 2020 r. uprawnienia do emisji mogą dać polskiemu budżetowi ponad 100 mld zł wpływów. Wykorzystajmy to z głową — apelują eksperci.

Polski węgiel i europejska polityka klimatyczna? Tego nie da się pogodzić. Taki wniosek wysnuje ktoś, kto wsłucha się w polską debatę publiczną. Będzie w błędzie.

— Trudno jest w Polsce konstruktywnie dyskutować na ten temat. Umyka nam fakt, że narzędzia polityki klimatycznej, np. system handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla, może dać Polsce korzyści i ułatwić modernizację energetyki — zauważa Joanna Maćkowiak-Pandera z Forum Analiz Energetycznych (FAE).

Korzyści mogą być pieniężne i wizerunkowe. Szacunki przynosi najnowszy raport FAE. Eksperci FAE zajęli się właśnie systemem ETS, czyli handlem uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Jego kluczowym elementem są krajowe aukcje, w ramach których przemysł (energetyka, chemia, producenci cementu etc.) kupuje uprawnienia, a zapłata idzie prosto do budżetu państwa. Dla Polski to obecnie znikoma kwota — ledwie kilkaset milionów złotych, co wynika z niskiej ceny uprawnień i sporej wciąż puli darmowych uprawnień, które przysługują naszym firmom.

Kwota jednak wzrośnie. Po pierwsze, Komisja Europejska chce reformować ETS tak, by cena uprawnień wzrosła. Po drugie, pula darmowych uprawnień się kończy i polskie firmy będą kupowały ich coraz więcej. — Opracowaliśmy trzy scenariusze dla cen uprawnień do emisji CO 2 i za najbardziej prawdopodobny uznaliśmy środkowy, który mówi o wzroście cen uprawnień do 35 EUR za tonę w 2030 r. To by oznaczało, że w latach 2021-30 do budżetu wpłynie od 44 do ponad 100 mld zł dodatkowych pieniędzy — szacuje Maciej Bukowski, szef Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych i współautor raportu. Ten dodatkowy pieniądz to szansa, o ile nie rozpłynie się w budżecie.

— Warto te wpływy przekierować tak, by zasiliły projekty związane np. z modernizacją energetyki. Tak robią np. Niemcy, które pieniędzmi z aukcji ETS zasiliły fundusz finansujący Energiewende. Francja natomiast przeznacza te pieniądzena efektywne energetycznie mieszkania dla ubogich — wylicza Maciej Bukowski.

Zdaniem FAE, pieniądze z polskich aukcji ETS mogłyby zasilić choćby rządowy program budowy mieszkań, wesprzeć projekt polskiego samochodu elektrycznego (o którym mówią często przedstawiciele ministerstw energii i rozwoju), restrukturyzację sektora węglowego lub umożliwić stworzenie systemu wsparcia dla branż energochłonnych (które ucierpią na wzroście cen prądu, spowodowanym wzrostem cen uprawnień do emisji CO2). — Z jednej strony zasady europejskie zakazują dotowania przedsiębiorstw, z drugiej umożliwiają przeznaczenie części wpływu z systemu ETS na cele związane z polityką klimatyczną — uspokaja Maciej Bukowski. Rekomendacja FAE może wyglądać jak zwykła zachęta do znaczenia pieniędzy, które rząd i tak przeznaczyłby np. na projekty mieszkaniowe lub związane z samochodem elektrycznym. Może to być pomysł na rozmowy z Komisją Europejską.

— Rząd mógłby popierać system handlu uprawnieniami i jednocześnie pokazywać KE, jak skutecznie wykorzystuje ten system do realizacji europejskiej polityki klimatycznej — uważa Paweł Smoleń, były wiceprezes PGE, a dziś wiceprezes Erbudu. Raport FAE był konsultowany z przedstawicielami kilku polskich ministerstw, a reakcje były ponoć pozytywne. © Ⓟ

35 EUR/t Tyle, według raportu FAE, wyniesie cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla w 2030 r. To najbardziej prawdopodobny z przeanalizowanych scenariuszy. Obecnie ceny wahają się w przedziale 5-6 EUR/t.