Drozapol tłumaczy się z wydatków

Magdalena Graniszewska
opublikowano: 2010-09-27 00:00

Na co poszły pieniądze z emisji? — pyta akcjonariusz dystrybutora stali, który zlustrował łódzkie biuro spółki.

Na co poszły pieniądze z emisji? — pyta akcjonariusz dystrybutora stali, który zlustrował łódzkie biuro spółki.

Jak Drozapol wydatkował 80 mln zł zdobyte dzięki emisji na początku 2007 r.? Akcjonariusze dystrybutora stali od dawna zadają sobie to pytanie. Padło też w prowadzonej przez "PB" Akcji Inwestor. Odpowiedzi zarządu pytający uznał do tego stopnia za zaskakujące, że domagał się uściślenia. Nic dziwnego. Prezes Wojciech Rybka, który wraz z żoną jest większościowym akcjonariuszem Drozapolu, podał, że prawie 67 mln zł pochłonął rozwój sieci dystrybucji, czyli uruchomienie trzech biur handlowych.

"Byłem w biurze handlowym w Łodzi — koszt uruchomienia takiego biura to kilkanaście tysięcy złotych. Jak to się ma do kwoty prawie 70 mln zł?" —pytał inwestor.

Wojciech Rybka wyjaśnia, że pieniądze pochłonęło sfinansowanie zapasów dokonanych w okresie niskich cen.

— W 2007 r. Drozapol intensywnie się rozwijał, więc w momencie, kiedy nie udało się sfinalizować przejęcia TM Steel, postanowiliśmy skupić się na rozwoju organicznym. By rozwój miał sens, musieliśmy ogromne środki zainwestować w towar oraz wzmocnić siły handlowe. A to oznaczało konieczność otworzenia nowych placówek — stąd mowa o trzech biurach handlowych otwartych w 2007 r. — tłumaczy Wojciech Rybka.

Argumentuje, że wzmożone zakupy towarów widać przecież w sprawozdaniu zarządu za 2007 r.

— Dostawy wzrosły ze 165 mln zł do 274 mln zł, w tym z importu było aż 221 mln zł. Wszystko to przełożyło się na wzrost przychodów ze 149 mln zł do 241 mln zł — wylicza Wojciech Rybka.

Przyznaje jednak, że dekoniunktura na rynku była zaskoczeniem i spółka zweryfikowała strategię.

— Niestety, kolejny rok przyniósł załamanie rynku. Dla nas najbardziej dotkliwe było załamanie się cen i rynku sprzedażowego oraz wzrost kursów walutowych. Przez to nastąpił znaczny wzrost wyceny zobowiązań w dewizach na koniec każdego kwartału — argumentuje Wojciech Rybka.