Bogdan Góralczyk: Dzięki UE mamy szansę rozbudować szosy
DUŻY ZASTRZYK: Polska może dostać z Unii Europejskiej 36 mld euro na modernizację szlaków komunikacyjnych — ocenia Bogdan Góralczyk. fot. Małgorzata Pstrągowska
Polskie drogi — to nie tylko popularny serial telewizyjny, to przede wszystkim stała gehenna ich użytkowników. Samochodów przybywa w imponującym tempie, a infrastruktura dróg taka sama, jak przed laty. Zatykamy się. Niszczymy nerwy i sprzęt w korkach i na wybojach. A inni nie śpią. Przed dziesięciu laty droga z Poznania do Świecka niewiele się różniła od tej, jaka łączyła granicę z Berlinem. A dzisiaj?
BRAK AUTOSTRAD i nowoczesnych szlaków komunikacyjnych staje się wąskim gardłem naszej dalszej transformacji. Toczy się nad tym zagadnieniem publiczna debata. Ale nie o słowa tu przecież chodzi, lecz o czyny. Co jednak można zrobić, nie mając funduszy?
TYM BARDZIEJ warto przyjrzeć się propozycjom, jakie właśnie przedstawia UE. Jako jeden z warunków poszerzenia stawia ona — i słusznie — wymóg modernizacji połączeń komunikacyjnych. Muszą pojawić się nowe autostrady, mosty, lotniska (jedno Okęcie to za mało), porty i zmodernizowane, dostosowane do większych szybkości koleje. Bez nich nie ma co marzyć o pełnowartościowym członkostwie.
UNIA proponuje blisko 92 mld euro na modernizacje szlaków komunikacyjnych we wszystkich państwach kandydujących, z czego 36 mld przypadałoby na Polskę (w tym aż 17,5 mld na budowę autostrad). Jako priorytetowe trasy wskazuje sie cztery: Świecko-Warszawa-Terespol, Olszyna-Kraków-Medyka, Gdańsk-Zwardoń (z odgałęzieniami) i Suwałki (granica litewska)-Warszawa, z odgałęzieniem do Gdańska. Łącznie byłoby to blisko 3,5 tys. km, po czym przyszłyby dalsze inwestycje „wspomagające”. Do wyjaśnienia — i uzgodnienia — pozostaje jeszcze, w jaki sposób uruchomiono by środki finansowe na te cele, bowiem w dotychczasowym budżecie, zatwierdzonym w marcu tego roku na szczycie UE w Berlinie i obejmującym okres do 2006 r., jeszcze ich nie ma. Tymczasem unijny projekt przewiduje, że planowane inwestycje powinny być zakończone do roku 2013-2015, co oznacza, że już wkrótce, a na pewno przed rokiem 2006, musiałyby być uruchomione środki.
JUŻ we wcześniejszych ocenach i raportach Unia poświęcała sporo uwagi kwestiom transportu i komunikacji, nie kryjąc troski i nie szczędzac nam słów krytyki. W opinii Komisji Europejskiej nt. wniosku Polski dotyczącego przyjęcia jej do UE z lipca 1997 r. podkreślono, ze Polska jest krajem tranzytowym między Europą Zachodnią i WNP oraz Europą Północną i Południową. Tym samym jest więc ważnym ogniwem komunikacyjnym dla całego kontynentu, nie posiada jednak wystarczającej infrastruktury. Jeśli Polska ma sprostać wymogom „jednolitego rynku”, to — jak pisano — musi niezwłocznie uporządkować sektor przewozów krajowych, położyć nacisk na przestrzeganie wymogów bezpieczeństwa, a także zadbać o modernizację przejść granicznych.
W RAPORCIE zalecono zbadanie, czy istnieją środki niezbędne do stworzenia w naszym kraju podwalin przyszłej transeuropejskiej sieci transportowej. Po ponad dwóch latach UE doszła do wniosku, że Polska sama nie da rady. W pierwszej okresowej ocenie Komisji z listopada ub.r. wytknięto nam zły stan naszych dróg oraz niewystarczające bezpieczeństwo na nich. Trudno przewidywać, by w najbliższym czasie ocena ta uległa zmianie. Ale pocieszające jest to, że Unia już zrozumiała jedno: najlepiej zadba o własne interesy, pomagając nam. Polska, podobnie jak inni kandydaci, sama nie ma wystarczających środków na modernizację szlaków komunikacyjnych. A bez ich modernizacji w ważnym strategicznie regionie kontynentu, jakim jest nasz kraj, powstanie komunikacyjna czarna dziura. Na to nikt w państwach UE nie może sobie pozwolić. I to jest nasza wielka szansa, którą musimy należycie wykorzystać.
Bogdan Góralczyk jest publicystą i wykładowcą, pracownikiem naukowym Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.