Nie trują, nie zawierają substancji smolistych, można ich używać wszędzie i w dodatku pomagają w rzuceniu palenia tytoniu — tak w 2009 r. dystrybutorzy elektronicznych papierosów reklamowali swoje produkty, debiutujące na polskim rynku.
W galeriach handlowych w całym kraju zaczęły wyrastać e-papierosowe wyspy — małe punkty, w których można było kupić sprowadzane najczęściej z Chin urządzenia, a także wkłady do nich, zawierające m.in. nikotynę. E-papierosy ruszyły też na podbój internetu. Początkowy impet branży wyraźnie jednak osłabł.
— E-papierosy to nie jest łatwy produkt — jako zupełna nowość wymagał dużych nakładów na promocję i edukację klientów, na darmowe testery. Dodatkowo sprzedaży zaszkodziła wysoka awaryjność pierwszych dostępnych na rynku modeli. Teraz technologia jest lepsza, ale wielu klientów już nie wróci po tym, jak wydali ponad 100 zł na często psujące się urządzenia, w których zawodziły zwłaszcza baterie — mówi przedstawiciel jednej z sieci sprzedających e-papierosy. W sierpniu ubiegłego roku z rynku wycofał się zawierciański Colinss, zaliczany do największych dystrybutorów na rynku. Jego zniknięcie wywołało falę problemów u detalistów.
W tarapaty popadła m.in. spółka eCigars, prowadząca stacjonarne punkty sprzedaży w kilkudziesięciu galeriach handlowych w całym kraju. W lutym warszawski sąd rejonowy przyjął jej wniosek o upadłość układową. Przedstawiciele spółki zapewniają jednak, że firma nadal działa, spłaca wierzytelności i nie zniknie z rynku.
Inni zmieniają strategię.
— W ubiegłym roku wycofaliśmy e-papierosy z oferty. Na początku, gdy pojawiły się na rynku, był boom zakupowy, ale popyt szybko spadł — po prostu ci, którzy mieli kupować e-papierosy, już je kupili. Sprzedają się jeszcze liquidy, czyli płyny do ich napełniania — mówi Piotr Śliwiński, właściciel sieci sklepów z fajkami wodnymi Buszek.com. Czyżby więc e-papierosy miały zgasnąć tak nagle, jak zapłonęły? Rynkowi liderzy twierdzą, że nie ma o tym mowy, a branża — mimo problemów niektórych firm — ma się dobrze i nie traci oddechu.
— Colinss rzeczywiście wycofał się z rynku, ale była to zmiana modelu działalności, nie upadłość. Branża się rozwija, do gry wchodzą nowe przedsiębiorstwa i w porównaniu z ubiegłym rokiem sprzedaż e-papierosów wzrosła na naszych punktach o kilkadziesiąt procent. Użytkownicy e-papierosów często mają kilka modeli, kupują też nowe urządzenia, gdy te pojawiają się na rynku. Do tego dochodzi wzrastająca sprzedaż liquidów i wkładów. Nasze produkty dostępne są w około 350 punktach w całej Polsce, sprzedajemy też na rynki niemiecki, brytyjski i słowacki — mówi Dawid Urban, współwłaściciel grupy Chic, dystrybuującej e-papierosy pod markami Mild, Volish, Provog, LiQueen i eSmokingWorld.com.