O Ukrainie w czasie wojny i po niej rozmawiali w Katowicach goście specjalni EKG –byli prezydenci Ukrainy i Polski Petro Poroszenko i Aleksander Kwaśniewski. Byli zresztą bardzo zgodni, inaczej niż kilkanaście lat temu.

- Gdy spotkałem się z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim w 2004 lub na początku 2005 r., przekonywał mnie jak ważne jest członkostwo Ukrainy w NATO. Ja mówiłem, że nie jestem wcale tego pewien, że może trzeba poszukać innych opcji. Teraz chcę go prosić o wybaczenie, bo miał rację, a ja się myliłem – wspominał Petro Poroszenko, lider partii Europejska Solidarność.
Zdaniem byłego prezydenta Ukrainy dzisiaj dla wszystkich jest jasne, że Ukraina tylko poprzez członkostwo w NATO będzie w stanie zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Taka jest też opinia Aleksandra Kwaśniewskiego.
- Po wojnie ukraińska armia będzie najlepiej wyszkoloną i dysponującą największym doświadczeniem bojowym armią w NATO – argumentował polski eksprezydent.
Jego ukraiński odpowiednik wyraźny krok w tym kierunku chciałby zobaczyć jednak nie dopiero po zwycięstwie, ale całkiem szybko.
- Ukraina oczekuje, że podczas lipcowego szczytu NATO w Wilnie otrzyma zaproszenie do sojuszu – powiedział Petro Poroszenko.
- To całkiem racjonalne oczekiwanie – zgodził się z nim Aleksander Kwaśniewski.
Obaj mężowie stanu są też zdania, że toczącej się wojny nie można zamrozić. To rodziłoby dodatkowe, bardzo poważne ryzyko.
- Wtedy istniałoby niebezpieczeństwo, że ten szaleniec Putin wywoła konflikt gdzieś indziej, w Polsce, na Łotwie czy w jeszcze innych państwach – ostrzegał ukraiński przywódca.
- Ukraina walczy nie tylko w imieniu naszych wartości, ale także w pewnym sensie zamiast nas, bo gdyby nie ona, to za jakiś czas walczyć musiałyby zapewne kraje bałtyckie, a może i Polska – wtórował mu Aleksander Kwaśniewski.
Obaj przywódcy są też zgodni, że konieczne jest przyspieszenie dostawy amunicji oraz uzbrojenia na Ukrainę. Bez zintensyfikowania transportów armii naszego sąsiada będzie coraz trudniej walczyć. W opinii byłego prezydenta Polski jest to szczególnie potrzebne wobec faktu, że Ukraina przygotowuje się do decydującej kontrofensywy.
- Niezwykle ważne jest to, żeby przyniosła ona sukces. Chodzi nie tylko o wzmocnienie morale samych Ukraińców, ale także o wyraźny sygnał dla świata, że ten wspólny wysiłek, pomoc dla Ukrainy, ma sens i trzeba go kontynuować. Po trzecie wreszcie być może udana kontrofensywa przyniesie choćby minimalną refleksję w Moskwie i ktoś powie Putinowi: „Wołodia, chwatit” (wystarczy – red.) – mówił Aleksander Kwaśniewski.
Sam przyznał ze smutkiem jednak, że na razie nie ma najmniejszych sygnałów, by na Kremlu miało się cokolwiek zmienić. Szanse na to ocenił więc na razie jako niewielkie.
Niepewności jest zresztą więcej. Jednym z tego typu czynników, które mogą zmienić sytuację wojenną - niekoniecznie na lepsze - są przyszłoroczne wybory prezydenckie w USA. Polski polityk przestrzegał, że Ron DeSantis, gubernator Florydy i potencjalny kandydat Republikanów na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych, mówi już otwarcie, że pomoc dla Ukrainy nie może być bezwarunkowa.
Jak koniec wojny wyobraża sobie Petro Poroszenko? Marzyłby o tym, żeby na Kremlu w Moskwie załopotała niebiesko-żółta flaga, ale taki scenariusz ocenia jako mało realistyczny. Zupełnie poważnie mówił natomiast o tym, że końcem wojny może być moment, gdy wszyscy Ukraińcy, którzy wyjechali z powodu rosyjskiej agresji, wrócą do kraju. Zaś definitywny koniec wojny związany z tym, że zażegnane będzie też jej niebezpieczeństwo w przyszłości, to właśnie wstąpienie Ukrainy do NATO.
Były ukraiński prezydent snuł też plany o zmianach, jakie powinny nastąpić do zwycięstwie nad Rosją.
- To musi być deputinizacja. Konieczna jest deputinizacja całego kontynentu. Deputinizacja Polski, Niemiec, Francji i całej Europy, a w końcu także i Rosji – uważa Petro Poroszenko.