Eksperci przewidują nowelizację budżetu

Andrzej Siłuszek
opublikowano: 1999-01-15 00:00

Eksperci przewidują nowelizację budżetu

Jeszcze budżet na dobre nie opuścił Sejmu, a już zaczyna się mówić o potrzebie jego nowelizacji. Istnieje bowiem bardzo poważne zagrożenie, że dochody budżetu mogą być mniejsze od planowanych. Głównie dwa wskaźniki będą o tym decydować — większy niż planowano spadek inflacji i mniejszy wzrost produktu krajowego brutto.

ŻE SPADEK inflacji w pierwszym półroczu będzie większy niż zakładano w budżecie, jest już niemal pewne. Mniejsza inflacja oznacza zaś, że ceny towarów będą niższe od przewidywanych, mniejszy zatem będzie VAT i mniejsze będą z tego tytułu wpływy do budżetu. Dosyć egoistyczne nadzieje wiąże się z tym, że sporą część ciężaru szybszego spadku inflacji weźmie na siebie rolnictwo, które nie płaci podatków — zarówno VAT, jak i od dochodów osób fizycznych.

JEST RÓWNIEŻ bardzo prawdopodobne, że w pierwszym półroczu wzrost PKB będzie mniejszy od zaplanowanego w ustawie budżetowej. Świadczą o tym sygnały płynące z przemysłu. Wskaźnik optymizmu jest niski i większość firm nastawia się raczej na przetrwanie, a niż na szybki rozwój.

JAKBY NIE DOŚĆ tego było, to jeszcze złoty rośnie w siłę ponad jego realną wartość i nic nie wskazuje na to, żeby tę tendencję udało się szybko zatrzymać. Dzieje się tak głównie dlatego, że przewidziane na ten rok prywatyzacje zmuszą inwestorów zagranicznych do zakupu kilkunastu miliardów złotych. Ponadto wraz z wprowadzeniem do obiegu euro zniknęło jedenaście silnych europejskich walut, tym samym presja na pozostałe solidne waluty jest większa.

SILNY ZŁOTY bardzo utrudnia eksport i stwarza nadmierne preferencje dla importu. Może się zatem zdarzyć, że import będzie rósł szybciej niż eksport, a w efekcie będzie pogłębiał się deficyt w obrotach handlowych.

NIE MA CO liczyć na to, że popyt wewnętrzny rozrusza krajową produkcję, ostatnie miesiące udowodniły to aż nadto dobitnie. Nie dlatego, iżby ten popyt był mały, po prostu nie napotyka w pełni go satysfakcjonującej oferty towarów krajowych. Zaspokajany jest więc towarami pochodzącymi z importu, co jest szczególnie łatwe, a czasem nawet korzystne cenowo wobec silnej pozycji złotego.

DOTYCZY TO nie tylko towarów konsumpcyjnych, ale również zaopatrzenia przemysłu, kto wie, czy nawet nie w większym stopniu. Dzieje się tak dlatego, że za przeobrażeniami gospodarki jako całości, za szybkością rozwoju gospodarczego nie nadążyły przemiany technologiczne w przemyśle i nie nastąpiło dostateczne unowocześnienie wyrobów.

SKUTEK JEST TAKI, że zamożniejsi i bardziej wybredni klienci nie kupią nadwyżek towarów, które pozostały po załamaniu się eksportu na rynki wschodnie i będą szukać towarów importowanych z Zachodu.

WZROST WYMAGAŃ odbiorców dotyczy również zaopatrzenia przemysłu. Pierwszy z brzegu przykład — zakłady piwowarskie nie chcą kupować dobrego polskiego chmielu i importują koncentrat chmielowy. Mniejsza nawet o to, że jest tańszy (bo dotowany), nie ma to aż takiego wpływu na cenę gotowego wyrobu. Ważne jest to, że upraszcza proces produkcji piwa i właśnie przez to obniża jej koszty.

GDYBY PRZEMYSŁ przetwórczy nadążał za rozwojem gospodarki, to znaczy gdyby były w Polsce zakłady przerabiające chmiel na koncentrat, to wówczas na jednym rożnie upiekłoby się kilka pieczeni: zysk plantatorów chmielu, zysk zakładów przerabiających chmiel, mniejsza presja na import i mniejsza presja na złotego.

TAKIE CHWILOWE wyhamowanie koniunktury, jakie prawdopodobnie czeka nas w tym roku, ma również swoje dobre strony. Jest oczyszczające. Wypadają z rynku firmy słabe, nieefektywne, kończy się produkcja towarów nienowoczesnych, nie znajdujących odbiorców, ujawniają się nadzwyczaj wyraźnie preferencje klientów. Na wolne miejsce wchodzi świeży kapitał, z nowymi pomysłami i nowoczesną produkcją.

EKONOMIŚCI są na ogół zgodni w przewidywaniach, że w drugim półroczu koniunktura powinna zacząć się poprawiać i wzrost produktu krajowego brutto powinien być większy. Jeśli zatem uda się nam przetrzymać chudziutkie pierwsze półrocze (za pomocą zaskórniaków, które każdy ostrożny finansista starannie ukrywa w budżecie), to może obyć się bez nowelizacji budżetu.