Euro dzieli nasz region

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2017-05-10 15:54
zaktualizowano: 2017-05-10 15:56

Kwestia wspólnej waluty zdominowała dyskusję o przyszłości Unii Europejskiej. Słowak ją chwali, Polak ma dystans.

Pompa, z którą otwarto w środę rano dziewiątą edycję Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, były mniejsza od zeszłorocznej. Rok temu otworzyła go premier Beata Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki, w tym roku na ceremonię otwarcia stawił się – jako przedstawiciel polskiego rządu - jedynie Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich.

W regionalnym kręgu. O przyszłości Unii Europejskiej dyskutował w Katowicach Jerzy Buzek, były polski premier, z byłymi premierami Słowacji, Czech i Litwy, a także z obecnym przedstawicielem polskiego rządu.
Michał Legierski/Edytor

Dyskusja też była trudniejsza od zeszłorocznej. Rok temu, w początkach parlamentarnej kadencji, premier Beata Szydło skupiła się na komplementowaniu biznesmenów i zapraszaniu inwestorów do Polski. W tym roku pierwsza debata dotyczyła problemów Unii Europejskiej. Ich wyliczenie poszło gościom łatwo, dyskusja o rozwiązaniach zaowocowała potyczkami słownymi.
 
Słowak chwali kawę w Wiedniu
 
Pierwszą debatę poprowadził tradycyjnie Jerzy Buzek, były polski premier, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, europoseł. Do dyskusji, poza Konradem Szymańskim, zaprosił Mikulasa Dzurindę, byłego premiera Słowacji, Jana Fischera, byłego premiera Czech, oraz Andriusa Kubiliusa, byłego premiera Litwy.

Polityk słowacki i polski szybko pokazali, że mają inną wizję tego, jak Unia Europejska powinna wyjść z dzisiejszych kłopotów. Mikulas Dzurinda przekonywał, że Unia ma do wyboru trzy scenariusze. Albo zrobi krok w tył i powróci do bycia jedynie strefą wolnego handlu, albo zachowa kształt obecny, może z małymi zmianami, albo popchnie integrację naprzód.

- Ostatecznie Unia wybierze zapewne miks tych scenariuszy. Ja uważam, że UE powinna jaśniej rozdzielić kompetencje pomiędzy poziom narodowy i ponadnarodowy, unikać centralnych rozwiązań np. w kwestiach podatkowych, ale silniej się zintegrować w obszarze polityki zagranicznej, obronności i bezpieczeństwa – wyliczał Mikulas Dzurinda,

Były premier Słowacji silnie opowiedział się też za wspólną walutą.

- Po dziewięciu latach funkcjonowania euro na Słowacji mogę powiedzieć, że budująca dla człowieka jest np. możliwość pojechania do Wiednia na kawę i zapłacenia własną walutą. Jeśli zaś chodzi o biznes, to nasz kraj zyskał stabilne i przewidywalne warunki gospodarowania. Doceniają to zwłaszcza małe i średnie firmy, nastawione na eksport – podkreślał Mikulas Dzurinda.

Po stronie strat odnotował zaś utratę suwerennej polityki monetarnej, która – zdaniem Dzurindy – mogła potencjalnie uratować finanse Grecji.

- Gdyby mieli możliwość zdewaluować własną walutę – zauważył Mikulas Dzurinda.
 
Polak woli wolny handel
 
Z ironią zareagował na to Konrad Szymański. O ile podziela scenariuszową wizję słowackiego kolegi, o tyle daleki jest od gloryfikowania efektów wynikających z przyjęcia wspólnej waluty.

- Jeśli ktoś po 2008 r. mówi o tym, że strefa euro gwarantuje stabilność i przewidywalność, to musi stalowe nerwy. Nie ma przecież jasności co do przyszłej polityki monetarnej strefy euro, nie ma nawet jasności co do wyboru prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Dlatego jestem pod wrażeniem nerwów pana Dzurindy – zauważył Konrad Szymański.

Zdaniem Szymańskiego, integrowanie Europy wokół euro nie jest pożądane, choć dyskusja na ten temat jest dobra. Europa powinna jednak skupić się na ochronie własnej jednolitej strefy handlu.

- UE zalewa fala lokalnych protekcjonizmów, które trzeba powstrzymać. Inaczej stracimy rynek liczący 500 mln konsumentów, podatników, obywateli. To gwarant dobrobytu i gwarant pozycji Europy w świecie. Dlatego sprzeciwiamy się jakimkolwiek podziałom, na przykład na Europę dwóch prędkości – podkreślał przedstawiciel polskiego rządu.