Europejsko-amerykańska umowa o wolnym handlu ma być gotowa do końca roku — ogłosiła ambitnie Komisja Europejska.
Negocjacje w sprawie europejsko-amerykańskiej umowyo wolnym handlu (TTIP, Transatlantic Trade and Investment Partnership) już oficjalnie nabiorą tempa. W piątek, w trakcie unijnego szczytu, Komisja Europejska zadeklarowała, że dołoży wszelkich starań, by prace nad dokumentem zakończyły się do końca roku. Cecilia Malmstrom, komisarz ds. handlu, komentowała to na Twitterze optymistycznie: „silne poparcie dla TTIP”, „dobre rozmowy z ekipą Michaela Fromana” (reprezentant USA ds. handlu). TTIP ma szanse być największą umową o wolnym handlu w historii, ale budzi kontrowersje. Kraje niemieckojęzyczne UE (Niemcy, Austria, Luksemburg) są zaniepokojone planami umieszczenia w niej klauzuli ISDS, opisującej sposób rozwiązywania sporów między państwem a inwestorem. W pozostałych krajach dominują kwestie ochrony lokalnych usług komunalnych przed prywatyzacją czy bezpieczeństwa żywności. Polski przemysł energochłonny, czyli chemiczny, stalowy, rafineryjny, domaga się okresów ochronnych, które pozwolą mu się przygotować do konkurencji z podmiotami amerykańskimi, które w produkcji wykorzystują tani gaz z łupków.

TRZY PYTANIA DO MICHAELA PUNKE’A*
„PB”: Polskie i europejskie firmy z sektora energochłonnego zwracają uwagę na zagrożenia wynikające dla nich z TTIP, m.in. na przewagę konkurencyjną firm amerykańskich, korzystających z taniego lokalnego gazu. Domagają się np. okresów ochronnych. Jak patrzy na to strona amerykańska?
Michael Punke: Doskonale wiemy, że każda ze stron ma listę branż czy produktów, które uważa za wrażliwe. Dlatego na pewno będziemy rozmawiać o okresach ochronnych, choć jest za wcześnie, by mówić o ich długości. Z moich rozmów z polskimi władzami wynika, że temat energii jest ważny. Dlatego warto podkreślić, że my także uważamy, że TTIP wpłynie na poprawę bezpieczeństwa energetycznego — umożliwi przecież eksport gazu ziemnego z USA do Unii Europejskiej. Europie zależy na umieszczeniu w umowie rozdziału dotyczącego energii, a my — choć zwykle nie zawieraliśmy go w umowach o wolnym handlu — jesteśmy na ten pomysł otwarci.
W niemieckojęzycznych krajach Unii Europejskiej temat TTIP budzi ogromne kontrowersje, zwłaszcza kwestia sposobu rozwiązywania sporów między państwem a inwestorem (klauzula ISDS, czyli investor-state dispute settlement). Nie obawia się pan, że te nastroje udzielą się także innym krajom Unii?
Umowy o wolnym handlu zawsze budzą kontrowersje i zawsze obrastają mitami. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. W USA uwaga społeczeństwa nie jest jeszcze skoncentrowana na TTIP, pewnie ze względu na wczesny etap negocjacji. Ma natomiast szerokie społeczne poparcie, wynikające z przekonania, że USA i Europę łączą wspólne wartości, które mogą przełożyć się na wspólne standardy w handlu globalnym. Są przecież państwa, które mają te standardy diametralnie odmienne.
Strona amerykańska deklaruje, że chce zakończyć negocjacje przed końcem kadencji prezydenta Baracka Obamy. To realne?
Bardzo nam na tym zależy. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że w 2014 r. nasze negocjacje nie były szczególnie owocne i że w związku z tym 2015 r. powinien być o wiele bardziej pracowity.
*ambasador USA przy WTO (Światowej Organizacji Handlu)
TRZY PYTANIA DO MICHAELA PUNKE’A*
„PB”: Polskie i europejskie firmy z sektora energochłonnego zwracają uwagę na zagrożenia wynikające dla nich z TTIP, m.in. na przewagę konkurencyjną firm amerykańskich, korzystających z taniego lokalnego gazu. Domagają się np. okresów ochronnych. Jak patrzy na to strona amerykańska?
Michael Punke: Doskonale wiemy, że każda ze stron ma listę branż czy produktów, które uważa za wrażliwe. Dlatego na pewno będziemy rozmawiać o okresach ochronnych, choć jest za wcześnie, by mówić o ich długości. Z moich rozmów z polskimi władzami wynika, że temat energii jest ważny. Dlatego warto podkreślić, że my także uważamy, że TTIP wpłynie na poprawę bezpieczeństwa energetycznego — umożliwi przecież eksport gazu ziemnego z USA do Unii Europejskiej. Europie zależy na umieszczeniu w umowie rozdziału dotyczącego energii, a my — choć zwykle nie zawieraliśmy go w umowach o wolnym handlu — jesteśmy na ten pomysł otwarci.
W niemieckojęzycznych krajach Unii Europejskiej temat TTIP budzi ogromne kontrowersje, zwłaszcza kwestia sposobu rozwiązywania sporów między państwem a inwestorem (klauzula ISDS, czyli investor-state dispute settlement). Nie obawia się pan, że te nastroje udzielą się także innym krajom Unii?
Umowy o wolnym handlu zawsze budzą kontrowersje i zawsze obrastają mitami. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. W USA uwaga społeczeństwa nie jest jeszcze skoncentrowana na TTIP, pewnie ze względu na wczesny etap negocjacji. Ma natomiast szerokie społeczne poparcie, wynikające z przekonania, że USA i Europę łączą wspólne wartości, które mogą przełożyć się na wspólne standardy w handlu globalnym. Są przecież państwa, które mają te standardy diametralnie odmienne.
Strona amerykańska deklaruje, że chce zakończyć negocjacje przed końcem kadencji prezydenta Baracka Obamy. To realne?
Bardzo nam na tym zależy. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że w 2014 r. nasze negocjacje nie były szczególnie owocne i że w związku z tym 2015 r. powinien być o wiele bardziej pracowity.
*ambasador USA przy WTO (Światowej Organizacji Handlu)
Podpis: Magdalena Graniszewska