Jedna z europejskich gazet napisała, że kanclerz Angela Merkel musi przeżywać coraz większy koszmar, widząc, w którą stronę zmierza strefa euro. Ostre cięcia wydatków forsowane przez Berlin zaczynają napotykać na coraz większy opór społeczeństw, co skrzętnie wykorzystują bardziej populistyczni i radykalni politycy.
W pewnym sensie było to do przewidzenia, chociaż fakt, że stanie się tak szybko, mógł nieco zaskoczyć europejską klasę polityczną.
Po 6 maja nie będzie już tandemu „Merkozy”, który nadawał w ostatnich miesiącach ton wszelkim reformatorskim przedsięwzięciom w strefie euro. Nie oszukujmy się — Francois Hollande i Angela Merkel nie podadzą sobie szybko ręki, bo prezentują zupełnie odmienne wizje Europy. Czy da się je powiązać? Z Hollande’em zgodzić się można tylko w jednym — zbyt mocne cięcia wydatków, bez jednoczesnego przedstawienia działań wspierających
Strefa euro od dawna przypomina węzeł gordyjski. Politycy i społeczeństwa nie potrafią spojrzeć w dal. Nie chcą też pogodzić się z tym, iż receptą są naprawdę bolesne działania.
konkurencyjność gospodarki, nie są pożądane, bo w krótkim terminie prowadzą do jeszcze większej zapaści. To też zdają się coraz lepiej rozumieć niemieccy politycy. I nie tylko oni.
Do przedstawienia tzw. paktu dla wzrostu wezwał ostatnio sam szef Europejskiego Banku Centralnego, a prezydent Unii Europejskiej Herman van Rompuy przyznał, iż może to być kluczowy temat nieformalnego spotkania polityków w końcu czerwca. Czy jednak zaprezentowane rozwiązania nie okażą się tylko zbiorem pustych słów, które nie zyskają zaufania rynków? Bo co jest tak naprawdę kluczowym punktem spornym? To liberalizacja reguł rynku pracy, deregulacja gospodarki i poważny przegląd wydatków socjalnych. Czy to zamierzają powiedzieć w czerwcu politycy europejskim społeczeństwom, które są coraz bardziej zirytowane ich dotychczasowymi działaniami? To woda na młyn dla populistów, a także skrajnej lewicy i prawicy.
Największym problemem dla strefy euro w najbliższych kilkunastu miesiącach może okazać się słabnąca globalna gospodarka, która zniweczy nawet najbardziej ambitne plany polityków. Prawdziwym koniem trojańskim, który może rozsadzić strefę euro, może jednak okazać się sytuacja w Hiszpanii. Jeżeli narastające problemy tamtejszych banków ze złymi kredytami wymuszą częściową nacjonalizację sektora za publiczne pieniądze, to Madryt zostanie zmuszony do poproszenia o zewnętrzne finansowanie.
Spekulanci nie odpuszczą takiej okazji — kolejnymi krajami będą zapewne Włochy i Portugalia. To zbyt dużo, aby wszystkim pomóc. Trzeba będzie podjąć trudne decyzje. Opuszczenie strefy euro przez Niemcy nie jest wcale tak mało prawdopodobnym scenariuszem, jak jeszcze mogło się wydawać kilka lat temu.