Gospodarkę czeka powolne wspinanie

Wiktor Krzyżanowski, Cezary Koprowicz, Lesław Kretowicz
opublikowano: 2002-10-17 00:00

Polska gospodarka będzie powoli, ale sukcesywnie rosła. Bezrobocie jednak nie spadnie, a jedynym plusem tego scenariusza jest stabilność makroekonomiczna — uważają ekonomiści, uczestniczący w dyskusji w redakcji „PB”: Katarzyna Zajdel-Kurowska z Banku Handlowego, Richard Mbewe z WGI i Mirosław Gronicki z BIG BG.

„PB”: Nasza gospodarka systematycznie rośnie. Jednak bardzo wolno. Czy jesteśmy skazani na taką powolną wspinaczkę?

Mirosław Gronicki: Jeżeli konsumpcja rośnie w tempie ponad 1 proc. rocznie, to ktoś na tym korzysta, ktoś kupuje towary. Mimo słabej dynamiki cen produkcji, przy oszczędnościach, można generować nadwyżki. Po jakimś czasie to się przeradza w nowy popyt konsumpcyjny. Na tym właśnie polega teoria cyklu koniunkturalnego.

Taki scenariusz oznacza powolne kroczenie do przodu. Oczywiście, gdyby Niemcy nagle ruszyły, byłby to wielki impuls, ale tego nie oczekujemy.

„PB”: Co więc może pobudzić naszą gospodarkę?

Richard Mbewe: Po pierwsze obniżka podatków, ale to jest obecnie nierealne. Druga rzecz to inwestycje w infrastrukturę. Zdecydowane i natychmiastowe działania w tym kierunku mogą poprawić sytuację na rynku pracy, popyt.

Katarzyna Zajdel-Kurowska: Inwestycje tak, ale nie zapominajmy o eksporcie. Jestem jednak sceptykiem i oczekuję powolnego wzrostu koniunktury za granicą. Dynamicznego rozwoju globalnej gospodarki, czyli także naszej, nie oczekuję nawet w przyszłym roku.

R.M.: Eksport może pobudzić gospodarkę, ale należy poszukiwać nowych rynków zbytu. Rząd powinien pomagać przedsiębiorcom.

M.G.: To nie jest zadanie dla rządu. Przedsiębiorca powinien sam szukać nisz rynkowych, nowych miejsc do eksportowania. Dopiero potem ubiegać się o dotacje czy gwarancje rządowe.

K.Z.K.: Rząd może jednak pomóc, ale nie w sensie dosłownym. Może zmniejszać ograniczenia instytucjonalne i podatkowe. Każdy przedsiębiorca boryka się także z biurokracją, a to odwieczna domena rządu i kwestia, w której tak naprawdę niewiele się robi.

„PB”: Przyjmijmy jednak, że gospodarka będzie powoli rosła. Czy to oznacza, że automatycznie bezrobocie będzie spadało?

R.M.: Bezrobocie do końca roku wzrośnie do poziomu 18 proc.

K.Z.K.: Nawet powyżej 18 proc., może osiągnąć aż 19 proc.

M.G.: Trudno oczekiwać, aby spadło bezrobocie przy 1-proc. wzroście gospodarczym, nawet przy 2-proc. Jeżeli nastąpią zmiany instytucjonalne, zaproponowane przez ministra pracy, jest szansa na poprawę na rynku pracy przy 3-proc. dynamice PKB.

„PB”: To znaczy, że zatrudnienie będzie rosło?

M.G.: Na pewno nie w takim tempie, jakie założono w budżecie.

K.Z.K.: Drugi rok z rzędu bardzo istotną rolę odgrywa czynnik demograficzny. Jego wpływ będzie bardzo istotny także w przyszłym roku.

M.G.: Spada także liczba osób powoływanych do służby wojskowej oraz maleje chęć do kształcenia się młodych ludzi w szkołach wyższych. Ci ludzie trafiają na rynek pracy.

R.M.: Trzeba też pamiętać, że systematycznie rośnie wydajność.

K.Z.K.: Pozytywne jest, że rynek pracy się odmładza. Jednak młodzi ludzie trafiają na rynek pracy w nieodpowiednim momencie, bo ten w dobie recesji nie jest w stanie ich zaabsorbować.

„PB”: Mówiliśmy już, że na razie na eksport liczyć nie można. Czy to oznacza, że przynajmniej równowaga zewnętrzna jest pewna?

M.G.: Przy małym wzroście i słabym popycie wewnętrznym nie można oczekiwać odbicia w imporcie. Budżet jest tak skonstruowany, że nie naruszy stabilności, więc nie zagraża także równowadze zewnętrznej. Deficyt na rachunku obrotów bieżących będzie pod kontrolą. Jedynym zagrożeniem jest nagły transfer zysków przez inwestorów zagranicznych w wypadku negatywnego rozwoju sytuacji gospodarczej, np. odsunięcia momentu wejścia Polski do UE.

K.Z.K.: Zgadzam się. Zakładamy, że gospodarka będzie się powoli, w tempie 2-3 proc. rocznie, rozwijać. Nie widzę presji inflacyjnej, nie będzie wzrostu popytu. Oczekuję stabilizacji deficytu na rachunku obrotów bieżących w okolicach 4 proc. PKB.

R.M.: Macie rację, jednak ja obawiam się o nasze przedsiębiorstwa. Nawet po odbiciu w Niemczech czy innych krajach UE polskie firmy nie są na tyle dynamiczne, aby od razu powrócić na tamte rynki.

„PB”: Chyba żeby osłabieniem złotego skokowo podnieść ich konkurencyjność...

K.Z.K.: Złoty będzie się raczej umacniał. Spodziewam się optymistycznego obrotu spraw w negocjacjach z UE, nie obawiam się skutków referendum w Irlandii. Doświadczenia innych krajów wskazują, że pierwsze lata po akcesji to okres napływu kapitału netto.

M.G.: Jednak przed wejściem następuje jego odpływ w momencie realizacji zysków.

Pamiętajmy też, że ceny transakcyjne w eksporcie są wyższe o 6-7 proc. Jeżeli złoty miałby być jeszcze słabszy, nikogo by to nie zadowalało. Spadłaby opłacalność eksportu, a nie można tego odrobić w cenach surowców, które są już bardzo niskie. Dodatkowo coraz więcej transakcji rozlicza się za pomocą swapów, poprawiła się także płynność rynku walutowego. Od półtora roku wzrosła o 150 proc. i jest wyższa niż w Hiszpanii. Dlatego majstrowanie przy kursie jest coraz mniej możliwe, a rynkowa wartość złotego jest po prostu realna. I tak zostanie.