Popatrzmy na konkretny przykład. Od ponad roku trwał nieustanny wzrost cen złota. A także kursu franka szwajcarskiego. A także wszystkich walut, na których nie położyła łapsk klika rządząca obecnie tym, co kiedyś było dumną Cywilizacją Białego Człowieka. Oczywiście: to nie frank i złoto drożało. To waluty krajów socjalistycznych taniały.
Gdy cena towaru idzie w górę, ludziom się wydaje, że znaleźli „trend”. Podobnie gracze w ruletkę sądzą, że jak pięć razy pod rząd wyjdzie „czerwone”, to wyjdzie i po raz szósty.
Umiejętność wyszukiwania prawidłowości w przyrodzie jest naukowcom bardzo potrzebna. Potrzebna - gdy bada się przedmioty martwe. Tymczasem rynkiem zawiadują żywi ludzie. I dlatego często małpa obstawiająca na chybił-trafil kursy akcyj osiąga lepsze wyniki, niż gracze pracowicie wyszukujący „trendy”.
Natomiast gorsze, niż gracze prawdziwi - to znaczy ci, którzy nie opierają się na „trendach”,. Lecz na informacji, że prezesa spółki właśnie porzuciła żona - a więc zapewne będzie nią trochę gorzej zarządzał, a więc akcje nieco spadną...
Gdy ludzie zaczęli wierzyć, że frank i złoto będą nieustannie szły w gorę, do roboty wzięli się spekulanci. Zaczęli windować ceny na poziom, jaki wedle przewidywań będzie za tydzień....
...ale od tego wzrosły i przewidywania! Zaczęła się tzw. „bańka spekulacyjna”. Ceny franka i złota zaczęły iść w górę znacznie szybciej, niż wynikałoby to ze spadku wartości funta, euro czy dolara. I teraz zaczęła się gra o nazwie „pojedynek”: kto dłużej wytrzyma nerwowo, ten więcej zarobi; ale kto przetrzyma te walory za długo - te straci.
No, więc teraz spekulanci zaczynają tracić.
Trudno - to jest gra: raz się wygrywa, raz się przegrywa... Ale jak to jest z tym bogaceniem się?
Wyobraźmy sobie, że posiadam tonę złota - czyli w chwili, gdy to piszę, posiadam 58,5 mln dolarów amerykańskich. O - w tej chwili już zubożałem o 50.000 – bo cena wahnęła się w dół...
Patrząc na to w ten sposób można dostać choroby nerwowej. Taki p.Wiluś Gates, właściciel „Microsoftu”, którego akcje warte są miliardy, co parę minut staje się bogatszy o parędziesiąt milionów dolarów – albo uboższy... Można od tego zwariować?
Popatrzmy na to inaczej: ja mam tonę złota. I niezależnie od tego, jak kształtują się ceny na rynku, ja nadal mam tonę złota! To posiadacze dolarów tracą albo zyskują. Nie ja! Ale posiadacze dolarów mogą rozumować tak samo...
Giełda - to taki zespół pasów transmisyjnych. Poruszają się z różnymi prędkościami. Niektóre do przodu - inne do tyłu. Problem w tym, że przy zespole pasów transmisyjnych mamy układ odniesienia: ziemię. W każdej chwili możemy powiedzieć, który porusza się w jakim kierunku – i : jak szybko. Tymczasem na giełdzie takiego obiektywnego układu odniesienia nie ma!! I cała sztuka operowania w świecie finansów, to patrzenie, który pas porusza się szybciej od naszego - i przeskoczenie na niego. To jednak nie wystarcza. Pasy bowiem co chwila zmieniają prędkość. Trzeba nie tylko wiedzieć, jak się on porusza - ale: jak się będzie poruszał za chwilę. Taki drobiażdżek. Więc w tej chwili posiadacze franków i złota zaczynają tracić: I teraz jest pytanie: czy ulegną panice – i zaczną szybko wyprzedawać swoje zasoby złota i franków?
Kolejna gra: jeśli sprzedadzą - to stracą. Ale jeśli nie sprzedadzą - to stracą więcej. Zaraz, zaraz: w stosunku do czego stracą? W stosunku do wartości złota sprzed dwóch tygodni...
I to jest błędne rozumowanie. Ta „wartość” powstałaby w momencie, gdyby facet to swoje złoto sprzedał. Dopóki nie sprzedał – ten kawałek metalu to tylko kawałek metalu...
Swoją drogą: ciężkie jest życie giełdziarza... Idzie człowiek spać – i rano dowiaduje się, że przez noc złoto skoczyło w górę dwukrotnie. Gdyby je sprzedał - mógłby kupić nowy dom. Ale nie sprzedał - a cena wróciła do poprzedniego poziomu... Trzeba mieć nerwy - nieprawdaż?
Przedruk za zgodą autora. Tekst ukazał się pierwotnie w tygodniku TeMi (Tarnowski Magazyn Informacyjny).