Inwestycyjne wina mogą oficjalnie dbać o czyjąś złotą jesień od po dekady, odkąd uznano je za kategorię aktywów godną brytyjsk go odpowiednika IKE. Skłonność mieszkańców wyspy do tego rozwiązania jest o tyle zrozumiała, że kraj jest nie tylko poważnym importerem trunku, ale też silnym centrum transakcji inwestycyjnych. Żeby jednak skrzynki z butelkami można było rozumieć jako zabezpieczenie na starość w pełni dosłownie, samo wino musi się starzeć lepiej od nas.
Wbrew powszechnej opinii, nie każdy alkohol nabiera po latach coraz lepszych właściwości — taką zdolność mają tylko wybrane, a wybrane wśród nich potrafią rozwijać się wiekami. Do takich zalicza się na przykład jasne i słodkie z Château d’Yquem, które przy okazji pracowania na emeryturę w pół roku da dobre 8,5 proc. Mimo że w zestawieniu z IKE wymowa jest trochę podobna, Yquem, a dokładnie jego indeks, mógłby te konta nawet zawstydzić. Miarodajny wskaźnik cen jakiegoś wina może powstać tylko wtedy, kiedy skrzynek jest wystarczająco dużo w obiegu — na londyńskiej giełdzie Liv-ex brane są pod uwagę wartości dziesięciu ostatnich roczników, którymi handluje się najintensywniej.
W połowie 2014 r., kiedy ceny bordoskich win osiągnęły już najniższy poziom, stawki za Yquem jeszcze się obniżały — do maja ubiegłego roku, od którego w kilka miesięcy indeks podniósł się 8,5 proc., wpadając w mocniejszy trend wzrostowy. W 2016 r. wyprzedził wskaźnik Bordeaux 500 wynikiem wyższym o połowę, zwracając przy tym uwagę inwestorów, którzy do tej pory myśląc o kolekcjonerskim winie, myśleli o czerwonym. Chociaż słodkie, słomkowe i deserowe zdecydowanie nie są w stanie przyćmić ilościowo tych ciemnobordowych, nie powinno się ich pomijać — zwłaszcza tego konkretnego château, które jako jedyne z podregionu Sauternes uznane zostało za wino najwyższej kategorii podczas słynnej klasyfikacji z 1855 r.
Stosownie do zaszczytów, przeciętna cena podchodzi pod 2 tys. zł za butelkę, ale decyduje o tym w pierwszej kolejności jakość, a w drugiej podaż. Niski poziom produkcji podrzędnego stołowego wina nie sprawi w końcu, że ceny się spektakularnie podniosą, ale kiedy mowa o winie uznawanym za najznakomitsze ze słodkich, 900 litrów z hektara robi swoje. Uprawy szczepów semillon i sauvignon blanc rozciągają się na 113 ha, ale zbiory są rzeczywiście niskie — jak przelicza Wine Searcher, jeden kieliszek wina z jednego krzewu.
Samo winobranie też nie należy do szczególnie łatwych, bo angażuje 150 wyspecjalizowanych zbieraczy, którzy wielokrotnie przemierzają obszar, zrywając wyłącznie te owoce, które w odpowiednim stopniu dotknięte zostały tzw. szlachetną pleśnią, zmieniającą ich właściwości. Czasami przechodzą zadowoleni, bywa, że indeks wina szybuje, innym razem zbierają wszystko i sprzedają hurtowo, nie produkując w ogóle rocznika. Analitycy giełdy Liv-ex widzieli już jedno i drugie, więc na aktualne popisy indeksu odpowiadają, że łatwo przyszło, łatwo poszło — „eas-yquem, easy go”, w języku wyraźnie pod wpływem.