Interpretacyjna wolnoamerykanka

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-01-10 20:00

Prezydent oznajmił, że nie spocznie dopóki „pan minister Mariusz Kamiński i jego współpracownicy nie będą na powrót wolnymi ludźmi”.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Zadeklarował przy tym, że będzie działał w sposób zgodny z Konstytucją RP i polskim prawem. Właśnie tak działając może problem rozwiązać w minutę czterema podpisami, ułaskawiając po już prawomocnych wyrokach Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika oraz dwóch wykonujących w 2007 r. ich rozkazy oficerów CBA. Uważa jednak, że wtedy wizerunkowo korona spadłaby z głowy państwa, ponieważ sam by potwierdził, że jego zaskakujące wkroczenie ułaskawieniowe w 2015 r. w proces karny między pierwszą a drugą instancję było błędem. Upór Andrzeja Dudy trudno pojąć, albowiem istnieje świetny pretekst umożliwiający mu obecnie wyjście z twarzą – prawomocny wyrok z 2023 r. za tzw. prowokację gruntową CBA jest przecież nowy, łagodniejszy, nie polega na utrzymaniu w mocy tamtego z 2015 r. Najmocniejszym dowodem na błędność decyzji z początku prezydentury jest odpowiedź na pytanie, ile jeszcze razy Andrzej Duda zastosował prawo łaski przed wyrokiem prawomocnym: ani razu. Gwałcąca prawne kanony wyjątkowa decyzja z 2015 r. miała jedną przyczynę – bez niej Kamiński i Wąsik nie mogliby wtedy objąć w polityczne władanie służb specjalnych w rządzie Beaty Szydło.

W pełnoskalowej wojnie na szczytach państwa dozwolone są wszystkie chwyty, nieznane Konstytucji RP. Dlatego całkiem zasadne są pytania, w jaki sposób Jarosław Kaczyński z pomocą Andrzeja Dudy mógłby spróbować rozegrać temat budżetu państwa na 2024 r. w celu wysadzenia parlamentu wybranego 15 października 2023 r., czyli skrócenia przez prezydenta kadencji i rozpisania nowych wyborów. Istnieje pełna zgodność co do tego, że ukończona ustawa budżetowa musi wpłynąć z Kancelarii Sejmu do Kancelarii Prezydenta RP (to 100 metrów przez podwórko) najpóźniej w poniedziałek, 29 stycznia. I tak się stanie, Sejm uchwali ją dopiero 18 stycznia, ale potem Senat być może nie wniesie poprawek, albo jakieś minimalne, które Sejm rozpatrzy od ręki. Konstytucja RP w art. 224 i 225 nie reguluje jednak wszystkich wariantów pobocznych. Wiszący nad parlamentem bat skrócenia kadencji zapisany jest precyzyjnie, jeżeli w koniecznym terminie ustawa „nie zostanie przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu”. Prezydent ma na decyzję skrócony okres 7 dni i budżetu nie może zawetować, ale może prewencyjnie skierować do Trybunału Konstytucyjnego (TK). Organ Julii Przyłębskiej musiałby wydać orzeczenie w ciągu dwóch miesięcy. Konstytucja nic jednak nie mówi, co by się działo, gdyby TK uznał niekonstytucyjność ustawy budżetowej, czekałaby nas po prostu interpretacyjna wolnoamerykanka. I tak wypada się cieszyć, że Rzeczpospolita Polska jest mądrzejsza np. od Stanów Zjednoczonych Ameryki, bo nam nie grozi okresowy paraliż wydatków państwa. Ustawa o finansach publicznych w art. 145 rozstrzyga, że jeśli ustawa budżetowa nie jest ogłoszona przed 1 stycznia, to podstawą gospodarki finansowej jest przedstawiony Sejmowi jej projekt. W III RP takie spóźnienie występuje od zawsze, również w tych dniach Polska funkcjonuje finansowo od 1 stycznia na podstawie projektu wniesionego przez rząd Donalda Tuska natychmiast po jego zaprzysiężeniu, dokładnie 19 grudnia 2023 r. Wersję pierwotną, na której w 95 proc. oparta jest obecna, wniósł do odchodzącego Sejmu jeszcze rząd Mateusza Morawieckiego 29 września 2023 r.

Wielkim paradoksem, a właściwie luką prawną, jest brak horyzontu czasowego funkcjonowania takiej prowizorki. Teoretycznie zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby projekt tegorocznego budżetu zastępował nieogłoszoną ustawę aż do… 31 grudnia 2024 r. Tego jeszcze w Polsce nie grali, byłoby to wręcz niewyobrażalne dla twórców Konstytucji RP, ale w stanie prawnego pęknięcia państwa wcale nie jest wykluczone.