Dwa lata temu na aukcję w Genewie wystawiony został prawie 60-karatowy różowy diament, którego szlifowanie ze 132,5-karatowego surowca zająć musiało prawie dwa lata. Odnaleziona pod koniec lat 90. w RPA bryłka przyjęła po obróbce nazwę Steinmetz Pink, bo tak właśnie nazywała się szlifująca firma, ale po kilku latach postanowiono nazwać ją bardziej zachęcająco i wymyślono określenie Różowa Gwiazda — o czym szerokie grono inwestorów mogłoby się prawdopodobnie w ogóle nie dowiedzieć, gdyby obie nazwy nie zaistniały w przyciągających uwagę nagłówkach wiadomości.



W 2003 r. wartość kamienia oszacowano na 25 mln USD (97 mln zł) i jako obiekt bardziej muzealny niż handlowy wystawiano go w gronie innych eksponatów dokumentujących naturalną historię. Charakter muzealnej atrakcji dla rodzin został jednak skutecznie przełamany 10 lat później, kiedy różowy kamień osiągnął na aukcji wartość przekraczającą 83 mln USD (321 mln zł) — znawcy rynku od razu stwierdzili, że to rekordowa stawka za licytowany diament, a mniej zainteresowani uznali, że cena musi być chyba spora, skoro rzadki klejnot rozmiarem odpowiadałby może niezbyt dojrzałej truskawce.
Musi być fancy
Krzyczące nagłówki nie poprzestawały natomiast na zawiadamianiu o przełomowej sprzedaży, bo już kilka tygodni po aukcji zaczęto snuć podejrzenia, że licytujący inwestor wcale za diament nie zapłacił. Chociaż zwykle w takich okolicznościach rynki kolekcjonerskich dóbr znacząco tracą zaufanie inwestorów, w tym przypadku zamieszanie okazało się sprzyjać zainteresowaniu kupujących i przezroczyste kamienie w mało popularnym bladoróżowym odcieniu zyskały miano nawet bardziej wyszukanej lokaty niż diamenty zupełnie bezbarwne. Na zapowiedzianą na listopad aukcję w Christie’s wystawiony zostanie pierścionek z kamieniem w tym właśnie kolorze, którego przedział estymacji zamyka kwota 27 mln CHF (106 mln zł) — tym razem w cenie jest trochę powyżej 16 karatów, a więc wielkością oczko równałoby się z maliną.
Większość z dostępnych na rynku diamentów różowych charakteryzuje się jakąś domieszką innej barwy, przy czym najgorszy dla ceny, bo obniżający ją o 50-70 proc., może okazać się kolor brązowy.
To, co początkujący inwestor mógłby wynieść z informacji o obu diamentach, nie sprowadza się wbrew pozorom tylko do tego, że są kosztowne, bo zarówno przy Różowej Gwieździe, jak i przy wystawionym pierścionku, pojawia się przydatne katalogowe określenie „fancy vivid”, które warto zapamiętać. Za każdym razem, kiedy trafimy na nie w jakiejś aukcyjnej informacji, oznaczało będzie najbardziej poszukiwane nasycenie koloru — tak jak w przypadku wylicytowanego 20 października za 3,6 mln USD (14 mln zł) żółtego diamentu, którego żywa, intensywna barwa określona została w opisie jako fancy vivid yellow.
Kamienie o czystej barwie różowej są jednak bardzo rzadko spotykane, łatwiej więc zainwestować w taki, który wykazuje nieznaczną domieszkę innego odcienia, szczególnie że gemmolodzy wyliczyli już dokładnie, który kolor może podnieść, a który obniżyć cenę nawet o kilkadziesiąt procent.
Fiołkowy poszukiwany
Większość z dostępnych na rynku diamentów różowych charakteryzuje się jakąś domieszką innej barwy, przy czym najgorszy dla ceny, bo obniżający ją o 50-70 proc., może okazać się kolor brązowy, wynika z branżowych danych „IDEX Magazine”.
Rejestrowane transakcje wykazały, że od brązowego lepszy jest już nawet tzw. brązowawy, chociaż razem z pomarańczowym, szarym i szarawym stanowią grupę, na którą raczej trzeba uważać. Zupełnie inaczej powinniśmy zareagować, kiedy usłyszymy, że w proponowanym nam kamieniu przebijają się odcienie fiołkowe, fioletowe i purpurowe, które potrafią podwyższać wartość aż o 30 proc., chociaż najkorzystniejsza z wszystkich byłaby i tak domieszka czerwieni, której zdarzyło się nawet podwoić cenę.
W czasie, kiedy na rynku surowca mówi się teraz głównie o możliwościach wyjścia z długotrwałego kryzysu zmniejszającego opłacalność zakupu materiału do obróbki, kolorowe diamenty o dobrych parametrach postrzegane są jako taka rzadkość, że trudno o eksperta, który odradzałby ich inwestycyjny zakup. O rynku Różowej Gwiazdy nie mówi się przecież w kontekście trudnej sytuacji wydobywczych koncernów, ale bardziej jako efektownej kolekcjonerskiej biżuterii w aksamitnych pudełkach.
Źródła inne niż eksperckie podawały też kilkanaście lat temu, że modę na diamenty o tej barwie zapoczątkować mogła transakcja, w wyniku której ponad 6-karatowy różowy kamień ozdobił jeden z palców Jeniffer Lopez. Nabywca pierścionka z listopadowej aukcji będzie miał więc nad piosenkarką przewagę blisko 10 karatów, o ile tylko obrączka w rozmiarze 6 okaże się odpowiednia — a z tym może wiązać się ryzyko, bo od szóstki, na której osadzony jest diament wielkości maliny, mniejsza mogłaby być tylko bardzo ciasna piątka.