Okna pałacu wychodziły na Petersburg, a Petersburg był oknem, przez które Rosja oglądała Europę. Na czarno-białym zdjęciu jadalni stół bez skrępowania rozciąga się daleko poza kadr — przesłonięty gęsto udrapowanym obrusem, w którego fałdy wpleciono liściaste girlandy bluszczu. Srebra, którymi jest ciasno zastawiony, tworzą układy tak wysokie, że niektóre z ukwieconych konstrukcji stojący człowiek miałby pewnie na wysokości oczu. Z najdroższego i najznakomitszego dzieła, jakie kiedykolwiek wykonała w srebrze pracownia Fabergé, miało wkrótce nic nie zostać — może poza nożami, które rosyjski żołnierz uczestniczący w przetapianiu dóbr arystokracji otrzymał jako zapłatę. Jak się właśnie okazało, jedyne ocalałe fragmenty zdobionej smokami zastawy odnaleziono na polskim rynku. Zupełnie jakby rzemiosło, które kiedyś polerowano w pałacu, samo dopominało się o uwagę należną aktywom drożejącym z takim rozmachem.



Zgubiły się spinki?
Oznakowane dwugłowym orłem wyroby opuszczały pracownię szczycącą się tytułem złotnika cesarskiego dworu. Za srebrną zastawę, pod którą uginał się strojny petersburski stół, zamawiający zapłacił u Fabergé kilkakrotnie więcej niż car Mikołaj II, który w tym samym roku zamówił tam dwa jaja — właśnie te, słynne na całym świecie jaja Fabergé. Dzisiaj już same odnalezione noże dają inwestorom okazję, żeby się przekonać, jak bogaty i różnorodny rynek tworzą coraz wyżej wyceniane obiekty z tej pracowni — a w ślad za nimi inne rosyjskie złotnictwo, dalej malarstwo, aż po obrazy polskie i nawet takie z powstańcami, licytowane przez Rosjan jako lokalne. W szczytowym momencie pracownia Fabergé zatrudniała prawie 600 pracowników, podaje dr Adam Szymański, ekspert i autor wielu książek o złotnictwie Rosji, który niedawno badał również odnalezione fragmenty cennej zastawy wykonanej przez Fabergé. Oprócz jaj, z których każde jedno długo i drobiazgowo opracowywano, dwór cara zamawiał mnóstwo dekoracyjnych wyrobów, bo w czasach Mikołaja II słynął z hojnych podarunków wręczanych zagranicznym dygnitarzom. Goście otrzymywali jubilersko zdobione tabakiery — niektóre z emaliowanym portretem cara — drobniejsze elementy biżuterii, spinki do mankietów czy szpilki do krawatów z symbolami dworu. Przykładową niewielką broszę w kształcie biedronki wylicytowano na czerwcowej aukcji rosyjskiej sztuki w Christie’s do 32,5 tys. GBP (151 tys. zł), przy czym stawkę podniosło dodatkowo oryginalne pudełko z drewna ostrokrzewu, wyścielone aksamitem i jedwabiem w kolorze gęstej śmietany. Jak podała przed aukcją specjalistka Helen Culver Smith, obiekty z ustaloną proweniencją mają na rynku najwyższą wartość, a trudno wyobrazić sobie czynnik bardziej rozbudzający popyt niż pochodzenie przykładowej tabakiery czy broszy z carskiego dworu.
Rynek w gablocie
W kraju pojedyncze przedmioty oznakowane jako Fabergé również zdarzają się w obiegu, a coraz liczniejszej grupy inwestorów nie trzeba przekonywać, że złotnictwo Rosji ma potencjał zwyżkowy.
— Od dwóch-trzech lat widzimy, że ceny przeciętnych obiektów wykonanych przez Fabergé stoją w miejscu, co z pewnością nie będzie trwało długo, bo popyt na nie rośnie zarówno w Rosji, jak i na rynku międzynarodowym. Stabilizacja cen nie dotyczy oczywiście obiektów wybitnych. W ich przypadku szaleństwo windowania cen wywołane przez kolekcjonerów nie ma granic — komentuje dr Adam Szymański, podając przykład niedawno odkrytego trzeciego jaja Fabergé. Podczas gdy branża sądziła, że będzie kosztowało około 10 mln GBP — bo spośród wszystkich znanych jest najbrzydsze — wstępnie wyceniono je trzykrotnie wyżej, a sprzedano za 33 mln GBP (153 mln zł). Rynek tych jaj łatwo byłoby więc wskazać jako zapewniający najwyższe stopy zwrotu, ale próg wejścia bywa taki, że Kowalski może mu się przyglądać, tak jak przygląda się na wystawie samym jajom, zza grubego szkła muzeum.
Każde pojawienie się takiego jaja w obiegu budzi w branży nieskrywane emocje, bo w sumie nie powstało ich więcej niż 50, a wiadomo, że łączą w sobie mistrzostwo w niejednej trudnej dziedzinie: złotnictwie, emalierstwie, jubilerstwie. Oprócz szlachetnych kamieni, którymi zdobiono przedmioty Fabergé, o ich wartości decyduje głównie dekoracja uzyskana z wielu warstw emalii, które tworzyły głębię, a czasem nawet trójwymiarową fakturę, wydobywaną za pomocą najbardziej zaawansowanej techniki „en ronde bosse”. Brzmi jak gotowy opis, prosto na portal internetowy, na którym Fabergé z wszystkimi rodzajami emalierskich fantazji będzie można zdobyć za ułamek rynkowej kwoty, z dostawą za 19 zł.
Cara zachowają Amerykanie
Imitacje bywają aż za dobre, bo, jak podają fachowcy z Christie’s, często roją się od nadmiernych dworskich emblematów, na czele z rozpoznawalnym dwugłowym orłem, który tylko wzmaga popyt.
— W Polsce wyroby złotnicze z Rosji można kupić bardzo okazyjnie, jednak towarzyszy temu duże niebezpieczeństwo trafienia na obiekt nieoryginalny. Obecnie do Polski docierają liczne falsyfikaty ze Wschodu przez Ukrainę, często prymitywnie podrabiane chociażby przez dodanie monogramu lub orzełka, dzięki któremu przedmiot ma udawać obiekt carski. Dzieła związane z dworem cesarskim budzą wśród kolekcjonerów złotnictwa największe zainteresowanie, ale już sama informacja, że dany obiekt jest rosyjski, często skłania inwestorów do zakupu — komentuje dr Adam Szymański. Jak zaznacza rzeczoznawca, magnetyczna wiadomość o wschodnich korzeniach nie dotyczy jednak wyłącznie tej dziedziny twórczości, bo cenione rosyjskie malarstwo często jest droższe od dzieł uznanych malarzy zachodnich. — Nic nie wskazuje na to, żeby ceny tych obrazów miały spaść, bo Rosjanie systematycznie uczestniczą w zagranicznych aukcjach, wykupując rosyjskie dzieła. Niejako przy okazji podnoszą też rynkową wartość niektórych autorów z Polski. Prawie wszyscy polscy artyści, tworzący w okresie zaborów na obszarze związanym kulturowo z Rosją carską, obecnie uznawani są przez Rosjan za artystów rosyjskich — dzięki czemu np. obrazy Siemiradzkiego mogą być wyceniane nawet na 1 mln EUR, a nie 200 tys. zł, jak jeszcze kilka lat temu. Co ciekawe, dla rosyjskich kolekcjonerów nie ma nawet znaczenia tematyka obrazów namalowanych przez polskich malarzy. Jakiś czas temu w jednym z prestiżowych rosyjskich antykwariatów obrazy m.in. Orłowskiego, przedstawiające sceny z powstania styczniowego, zostały opisane jako dzieła rosyjskie i błyskawicznie znalazły nabywcę za ogromne pieniądze — dodaje dr Adam Szymański. Polski temat nie ma znaczenia na aukcji, tak jak stary hymn Rosji nie raziłby podczas obchodów amerykańskiego Dnia Niepodległości. Mimo że w odgrywanym na tę okoliczność utworze w ogóle nie pojawia się żaden wątek związany ze Stanami Zjednoczonymi, za oceanem uwertura koncertowa Czajkowskiego wydaje się naturalnym świątecznym wyborem. Miesza się z zapachem indyka, przemycając „Boże, caria chrani” przy jedenastu wkomponowanych w melodię armatnich hukach.