Wszyscy ciekawscy nie mieli na to szans, świat musiał zdać się na ogólnikowe informacje Donalda Trumpa oraz Władimira Putina na temat perspektywy przynajmniej zawieszenia walk rosyjsko-ukraińskich, albowiem o trwałym pokoju nie ma przecież mowy. Nieobecność Wołodymyra Zełenskiego to sytuacja absurdalna i z definicji podważająca skuteczność amerykańskiej trójkątnej dyplomacji nie w równobocznym trójkącie, lecz odrębnie w jego bokach. Kiedy w 1978 r. inicjatywę mediacyjną w konflikcie Izraela z Egiptem podjął prezydent James Carter, to fizycznie ściągnął premiera Menachema Begina i prezydenta Anwara Sadata do swego ośrodka w Camp David i zamknął się tam z nimi aż na… 12 dni, dopóki wzajemnie trochę nie ustąpili i nie uzgodnili traktatu.
Władimir Putin potwierdził Donaldowi Trumpowi swoją absolutną nieustępliwość terytorialną. Wypada przypomnieć, że już w październiku 2022 r. przeforsował wchłonięcie przez Federację Rosyjską czterech zdobytych ukraińskich obwodów, w których przeprowadzono pseudoreferenda. Przy czym ługański i doniecki stały się rosyjskimi republikami, zaś chersoński i zaporoski – jedynie regionami. Różnica statusu polega na tym, że dwa ostatnie nie zostały zagarnięte przez armię rosyjską w całości, ich części zachodnie pozostają ukraińskie. Niesłychana wręcz bezczelność ściganego za zbrodnie wojenne cara Kremla polega na tym, że żąda… wycofania się armii ukraińskiej na tych odcinkach frontu i oddania obwodów chersońskiego i zaporoskiego w całości, aby mogły awansować na republiki. O terytoriach objętych wspomnianą aneksją nie ma zamiaru nawet wspominać, podobnie jak o Krymie, którego rosyjskość od 2014 r. jest oczywistością dla zdecydowanej części rosyjskiego społeczeństwa. Tymczasem Wołodymyr Zełenski codziennie potwierdza, że zgodnie z kanonami prawa międzynarodowego Ukraina „nigdy” nie zaakceptuje oddania agresorowi wspomnianych obszarów. Wobec takich warunków brzegowych – jakie jest prawdopodobieństwo osiągnięcia porozumienia choćby rozejmowego?
Donald Trump w pierwszych miesiącach prezydentury potwierdził, że preferuje w polityce siłę i butę, które sprawdzały mu się w biznesie. Podpułkownik Władimir Putin okazuje się jednak bardzo twardym kamieniem, na który trafia i tępi się amerykańska kosa. Niezależnie od faktycznego przebiegu rozmowy jej wyniki zostały zaprezentowane przez Kreml jako ogromny sukces. Tak naprawdę dla agresywnego cara najważniejsza jest sama okoliczność, że znowu rozmawiają jak równa z równą dwie globalne potęgi atomowe – Stany Zjednoczone Ameryki i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Pardon, oczywiście Federacja Rosyjska, ale Putin wciąż żyje mrzonkami o odtworzeniu sowieckiej potęgi z epoki jego młodości w służbie KGB. Notabene dawna globalna dwubiegunowość bardzo odpowiadałaby obu uczestnikom wtorkowej rozmowy, ponieważ zmarginalizowałaby tego trzeciego – Chińską Republikę Ludową. Naturalnie komunistyczny cesarz Xi Jinping jedynie brązowym medalem się nie zadowala, w imieniu partii wytyczył miliardowym Chinom cel zajęcia do 2049 r. najwyższego stopnia na światowym podium.
Na razie trudno powiedzieć, w jaki sposób Donald Trump przekaże wynik rozmowy z Władimirem Putinem nieuczestniczącemu w niej Wołodymyrowi Zełenskiemu. Podobno zdalnie uzgodniono 30-dniowe zawieszenie broni dotyczące obiektów energetycznych i infrastruktury. Podobno, albowiem Putin za „kluczowy warunek” rozwiązania w drodze dyplomacji uznał zakończenie zagranicznej pomocy wojskowej dla Ukrainy oraz wstrzymanie przekazywania informacji wywiadowczych – co np. Europa przecież absolutnie odrzuca. Poza tym hipotetyczne 30-dniowe selektywne zawieszenie w ogóle nie obejmuje zbrodniczych ataków na ludność cywilną.
Realnie wiele wskazuje na to, że faktyczny zwrot może nastąpić nie w trwającej czwarty rok wojnie, lecz w dwustronnych stosunkach amerykańsko-rosyjskich. W szczególności w relacjach gospodarczych, których wznowienie wymaga zniesienia sankcji. Amerykańskich, bez oglądania się na europejskie – na to Władimir Putin realnie może liczyć.