Przez cały weekend będzie trwało ogólnonarodowe zaklinanie rzeczywistości przed meczem piłkarzy Polski z Francją – wciąż urzędującym mistrzem świata z 2018 r. oraz zwycięzcą europejskiej Ligi Narodów z 2021 r.
Nadzieja na cud w niedzielę wypiera z pamięci zdumiewające okoliczności wyjścia w środowy wieczór naszej reprezentacji z mundialowej grupy, pierwszy raz od 1986 r. Na pewno warte pozytywnego zapamiętania były fantastyczne emocje, które nakręcało zmienianie się wyników dwóch meczów granych jednocześnie (na stadionach odległych o 16 km) i rozmiarów zwycięstw Argentyny z Polską oraz Meksyku z Arabią Saudyjską. FIFA wprowadziła procedurę jednoczesności takich grupowych meczów rozstrzygających, poczynając od mundialu Hiszpania 1982, po skandalu podczas turnieju Argentyna 1978. Wtedy gospodarze, grając mecz z Peru dopiero na końcu, dokładnie wiedzieli od kilku godzin, iloma bramkami muszą wygrać by wyprzedzić Brazylię na drodze do finału.
Awans z grupy przechodzi do historii, ale w rzemiośle piłkarskim występ reprezentacji Polski był jednak straszliwą nędzą. Trzymającym kciuki milionom kibiców aż żal ściskał… no, wcale nie serca. Polscy piłkarze już przegrywali bardzo wysoko, żeby nie cofać się do powojennej biedy przypomnę chociażby, że w 2010 r. Hiszpania pognębiła nas 6:0, a np. Brazylia rozstrzelała 4:0 na mundialu Meksyk 1986 w meczu 1/8 finału po ówczesnym również nadzwyczaj fartownym wyjściu z grupy. Koniecznie także trzeba pamiętać bardzo świeże, zaledwie pięć miesięcy temu, zniszczenie nas 6:1 przez Belgię w Lidze Narodów. Ale w żadnym z wysoko przegranych meczów różnica w poziomie gry nie była aż tak ogromna, jak w środę z Argentyną! Cztery dni temu postawiłem w komentarzu tezę „Argentyna w rankingu FIFA jest trzecia, w posiadaniu piłki oczywiście nas zdominuje może nawet 65:35, ale jest, niestety, także znacznie lepsza na podejściu do bramki”. Aż tak kosmicznej odległości chyba jednak nikt się nie spodziewał. W posiadaniu piłki różnica procentowa wyszła 73:27, w liczbie strzałów wszelkich 23:4, z tego w światło bramki 12:0. Naprawdę zasadne jest pytanie, jakim cudem w siatce skończyło się tylko na 2:0. Oczywiście odrębnym zagadnieniem jest fantastyczne obronienie przez Wojciecha Szczęsnego karnego – mimo VAR ewidentnie pochopnego – w wykonaniu samego Lionela Messiego. Najbardziej poniżające dla polskiej piłki nożnej wobec globalnej telewidowni były w drugiej połowie wręcz treningowe zabawy wyluzowanych wynikiem Argentyńczyków w tzw. dziada.

Optymistycznym następstwem wśliznięcia się piłkarzy do fazy pucharowej jest znacznie większa kasa. PZPN otrzyma od FIFA nie 9 mln USD, lecz 13 mln USD. Z tych dodatkowych 4 mln USD, według nieoficjalnych informacji, drużyna rozdzieli między siebie 1,6 mln USD – taka była umowa graczy ze związkiem. Podczas mundialu Katar 2022 pula nagród dla reprezentacji, którą wyznaczyła FIFA, jest rekordowa, chociaż po uwzględnieniu inflacji – już niekoniecznie. W sumie do 32 drużyn trafi 440 mln USD, czyli o 40 mln USD więcej, niż w 2018 r. w Rosji. Naprawdę jest zatem o co grać, zdobywca Pucharu Świata otrzyma 42 mln USD.
Sięgnięcie w meczu z Argentyną do piłkarskiego dna daje pewną nadzieję przed Francją. Głębiej już nie będzie, w niedzielę można się tylko odbić. Poza tym mundial naprawdę wynikami zaskakuje. Na przykład wyjeżdża już do domu wspomniany kat Polski z meczu czerwcowego – Belgia. Brązowi medaliści mundialu Rosja 2018 ostatnio byli przez wiele miesięcy liderami rankingu FIFA, obecnie są wiceliderami, ale się do 1/8 finału nie zmieścili. W czwartek późnym wieczorem zaś w pasjonującym finiszu grupy E odpadli Niemcy, kończąc już drugi kolejny mundial we wstępnej fazie. W aktualnym rankingu FIFA zajmują miejsce 11, czyli wcale nie w czubie, no ale to zawsze Niemcy! A zatem – dopóki piłka w grze…