I oto w miniony czwartek obywatele jednego z unijnych państw — małego,
ale przewodzącego w tempie wzrostu — urwali się politykom z zaprzęgu. Przy
frekwencji 53,13 proc., przeciwko ratyfikacji Lizbony wypowiedziało się 53,4
proc. głosujących Irlandczyków (czyli 862 415 osób), za było zaś 46,6 proc. (752
451). Czyli traktat przegrał nie o włos, lecz dość wyraźnie. Zszokowana Bruksela
i unijna klasa polityczna roztrząsają powody — reprezentatywna dla tego nurtu
jest zamieszczona obok wypowiedź Jana Kułakowskiego. Tymczasem główną przyczyną
odrzucenia traktatu jest okoliczność, że Irlandia jako jedyne państwo nie mogła
— z powodów konstytucyjnych — uciec od referendum! Notabene pytanie dotyczyło
nie dosłownie ratyfikacji, lecz traktatowej poprawki do irlandzkiej konstytucji,
co dodatkowo utrudniało przełamanie się do głosowania „tak”. Przykład Irlandii —
a także Francji i Holandii, które odrzuciły wcześniejszy traktat konstytucyjny —
potwierdza rozwarcie nożyc między mrzonkami polityków a przekonaniami ludzi.
Osobiście jestem gotów postawić duże pieniądze, że wszystkie unijne traktaty
odrzuciłoby społeczeństwo Niemiec, tyle że w ogóle nie ma ono referendalnego
głosu.
W czwartek zbiera się w Brukseli planowy szczyt Rady Europejskiej. Wpisane od dawna do porządku obrad sprawozdanie z przebiegu ratyfikacji Lizbony niespodziewanie przekształciło się z punktu technicznego w strategiczny. Kończąca przewodnictwo Słowenia przestawi miodową listę tych, którzy już zakończyli procedury, skażoną irlandzką łyżką dziegciu. Jak wiadomo, Polska ratyfikowała „prawie” — różnicę czyni brak końcowego podpisu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W Brukseli załamani prezydenci i premierzy zapewne zalecą dokończenie ratyfikacji przez 26 państw, a potem referendalną powtórkę w Irlandii, tak jak było przy okazji traktatu z Nicei.
O, właśnie… Gdyby Lizbona została definitywnie przekreślona, to na długie
lata przedłużyłby się byt Nicei, która Polskę ustanowiła — matematycznie
niezasłużenie! — mocarzem w unijnym systemie głosów ważonych. A zatem, oceniając
wpływ czwartkowego referendum na partykularny interes Polski — nie ma drugiego
państwa w UE, które przez bratnią Zieloną Wyspę zostałoby pośrednio tak
dowartościowane...