Należy powiedzieć jasno: nareszcie! Wzrost przeciętnego wynagrodzenia w dwucyfrowym tempie w kraju, w którym realna wydajność pracy rośnie maksymalnie o 3 proc. rocznie, nie był zdrowym zjawiskiem. Jeszcze do listopada płace w firmach rosły o ponad 10 proc. w ujęciu rok do roku. Ale w ostatnich trzech miesiącach nastąpiło hamowanie i to z piskiem opon. W lutym dynamika roczna obniżyła się do 7,9 proc. A jak spojrzymy na pęd płac – średnie zmiany z miesiąca na miesiąc – to widzimy zmiany rzędu 0,5 proc., co przełoży się wkrótce na dynamikę roczną ok. 6 proc. To będzie poziom zgodny z trendem sprzed pandemii COVID-19.
Ktoś powie: radość z hamowania płac to antypracowniczy odruch. Ale to nieprawda. Umiarkowany wzrost jest znacznie lepszy dla pracowników. W Polsce powinien i prawdopodobnie nastąpi wzrost udziału płac w dochodzie narodowym, co oznacza, że będą one rosły szybciej niż nominalna wydajność pracy (PKB na pracownika). Presja płacowa jest dobrym zjawiskiem, bo prowadzi do większego wysiłku firm w zakresie innowacji i efektywności pracy. Jednak utrzymanie dynamiki płac powyżej 10 proc. nie prowadziłoby do tego celu, ale do zwolnień pracowników, redukcji inwestycji, marazmu gospodarczego. Wzrost płac w takim tempie był objawem inflacji, a nie modernizacji ekonomicznej i społecznej.
Do pewnego momentu szybki wzrost płac był po prostu reakcją na falę inflacji z lat 2021-2023. Na początku płace rosły dużo wolniej niż ceny, co przesuwało dochody od pracowników do firm. Potem nastąpiło odwrócenie i płace rosły dużo szybciej niż ceny, co przesuwało dochody od firm do pracowników. Gdyby ten roller coaster trwał dalej rynek pracy zostałby zdestabilizowany. Ale zaczął się on stabilizować. I dobrze.
W reakcji na te dane bank centralny będzie bardziej skłonny do obniżenia stóp procentowych. Prezes NBP Adam Glapiński wymieniał wysoką dynamikę płac jako jeden z głównych argumentów przeciwko redukcji kosztu pieniądza. Teraz ten argument traci moc. Oczywiście jeden odczyt danych nigdy nie czyni wiosny, ale zrobiliśmy jeden krok w kierunku obniżki stóp w nadchodzącym roku.
Zostaje pytanie, czy konsumpcja nie zacznie zwalniać w reakcji na niższy wzrost wynagrodzeń. Prawdopodobnie nie. O ile w 2024 r. płace rosły szybko, to konsumpcja rosła wolno z powodu zwiększenia stopy oszczędzania przez gospodarstwa domowe. Teraz płace zwolnią, ale też stopa oszczędzania się obniży. Dlatego ogólna dynamika konsumpcji powinna utrzymać się bez większych zmian, a może nawet lekko się zwiększy.
Zresztą w badaniach nastrojów gospodarstw domowych widać stopniową poprawę. Wyprzedzający wskaźnik ufności konsumentów, publikowany co miesiąc przez GUS na podstawie badań ankietowych, wzrósł w lutym do najwyższego poziomu od czerwca zeszłego roku. Wskaźnik skłonności do dokonywania ważnych zakupów jest najwyżej od września 2021 r. Stopniowo, powoli zakupy konsumentów się odbudowują po kryzysie inflacyjnym.