Co? Piłka nożna

Za ile? 5,5 tys. USD
Słownie: Pięć i pół tysiąca dolarów
Pesymiści powiedzą: stadiony niepotrzebne, autostrady głównie w planach, do tego jeden napastnik w drużynie. Ot, Euro 2012 będzie dla nich jak piłka — od kopniaka do kopniaka.
Już lata temu Bill Shankly, trener Liverpoolu, przekonywał, że zespół piłkarski jest jak fortepian. Potrzebujesz ośmiu ludzi, żeby go nieśli, i trzech, którzy potrafią grać.
Ale choćby polski fortepian niosła cała jedenastka, warto w tej tragedii Euro dojrzeć promyk słońca, jasny niczym uśmiech Cristiano Ronaldo. Argumentem „za” jest nowa świecka tradycja: każde mistrzostwa mają swoją najdroższą piłkę. I nie chodzi o tę oficjalną meczową, którą można kupić za ledwie kilka stówek w każdym sportowym markecie.
Czy to Niemcy, czy RPA miejscowi sztukmistrze wystawiają na czas rozgrywek kuliste cacka, by przyciągnąć uwagę gawiedzi.
Zwykle złote lub platynowe, wysadzane drogocennymi kamyczkami. Wróble ćwierkają, że i w Polsce taki obiekt ucieszy oko. Optymiści powiedzą więc: halo, halo, może i trochę lipy na Euro jest, ale gdzie nad Wisłą jest ta najdroższa, najcenniejsza z krągłości?
Swoje dni chwały mieli już przecież Afrykanie, gdy w 2010 r. Yair Shimansky, jubiler z Johannesburga, przygotował piłkę wartą 2,6 mln dolarów. Banalną skórę zastąpiło 6620 białych i 2640 czarnych brylantów.
Całość ważyła ponad dwa kilogramy, tyle co pięć normalnych piłek. Nic dziwnego, że pan Shimansky, zachęcając do kupna cudeńka bez kantów, nie kantował, ostrzegając przed jedynym problemem.
— Tą piłką nie da się grać w piłkę — powtarzał, uśmiechając się chyba szerzej niż boski Cristiano. Podobny feler miały też: złota piłka za ledwie 1,2 mln dolarów i platynowa za ćwierć miliona zielonych (ładna, bite 1,4 kilograma urody).
Wynajdywanie kolejnych najdroższych piłek jest niemal niekończącą się zabawą w pobite gary. Żadną nie da się „krążyć jak elektron wokół jądra Bońka” (komentatorski cytat). Cóż to za piłka, która zagrana na główkę przeorze nie tylko myśli? Która nie spełnia podstawowej funkcji — nie cieszy, nie bawi podczas fizycznego wysiłku? Być może cieszy oko i kopie w portfel, ale tak w ogóle najdroższa piłka przez duże P jest tylko jedna.
Reszta to błyszcząca lipa. Prawdziwa Jej Okrągłość nie jest przesadnie droga. Można ją było kupić w londyńskim Harrodsie za jedyne 3,5 tys. funtów (5,5 tys. dolarów, czyli ponad 17 tys. zł).
Pokrytą krokodylową skórą piłkę zaprojektował Santiago Gonzalez, syn Nancy Gonzalez, kolumbijskiej projektantki torebek podbijającej serca nowojorczyków. Obrotny Santiago wiedział, że ta piłka będzie odpowiedzią na żywotne potrzeby społeczeństw. Przygotował kilkadziesiąt sztuk.
Rozeszły się w czasie krótszym niż potrzeba na przygotowanie meczowej fryzury Ronaldo. Droga piłka, którą można grać w piłkę, to było to, choć Gonzalez pomyślał również o tych, którzy wolą ją traktować jak trofeum.
Do każdego egzemplarza dołączano gustowną podstawkę. Krokodylową kulę można więc z czystym sumieniem postawić na fortepianie niesionym przez naszych dzielnych kopaczy.