Kupiectwo szuka wyjścia z zapaści
O blisko 50 proc. spadają obroty w handlu
Na początku kwietnia 1999 r. największe stowarzyszenia kupieckie złożyły na ręce prezydenta i marszałków Sejmu i Senatu memorandum, w którym omówione zostały propozycje ochrony polskiego handlu i usług przed zepchnięciem ich na margines rynku przez zachodni kapitał.
Wobec zmiany polityki zachodnich koncernów, które zamierzają inwestować w olbrzymie centra dystrybucyjne, zamiast jak dotychczas w supermarkety, polscy kupcy postanowili zgłosić najwyższym władzom w państwie, że nie są w stanie bronić się przed naporem silniejszych kapitałowo. Obroty w punktach sprzedaży zaczęły spadać od 30 do 40 proc. W pobliżu hipermarketów nawet do 50 proc. Poza tym ostatnie uregulowania dotyczące pobytu w Polsce gości zza wschodniej granicy spowodowały spadek obrotów na bazarach wschodniej Polski o 70 proc. Sytuacja ta zmusiła kupców do postawienia sobie pytania o dalszą ich rolę na polskim rynku. Tym bardziej, że w chwili obecnej wewnętrzny handel daje zatrudnienie dwóm milionom osób i zajmuje drugie miejsce w polskiej gospodarce pod względem tworzenia produktu krajowego brutto.
— Nie da się ukryć, że polski handel jest nie tylko rozdrobniony, ale i wewnętrznie niespójny. Kupcom nawet w obliczu katastrofy trudno dojść do porozumienia. Poza tym nawet skonsolidowane środowisko nie będzie w stanie skutecznie konkurować z zachodnimi marketami. Oficjalnie już wiadomo, że wydano 360 lokalizacji na nowe obiekty wielkopowierzchniowe, więc prawdopodobnie tylko do roku 2000 ich liczba przekroczy 200 — ubolewa Jerzy Gagucki, dyrektor Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług.
Bez osłon
Podstawową bolączką polskich detalistów jest brak kapitału, który pozwoliłby skutecznie przeciwstawiać się zachodnim koncernom wchodzącym dosyć agresywnie na polski rynek. Zarzucają też brak w polityce państwa zachęt podatkowo-kapitałowych dla rozbudowy rodzimych placówek handlowych i ułatwień w dostępie do kredytów bankowych i gwarancji kredytowych. Podkreślają też, że z kredytów, jakich udzieliła Polsce Unia Europejska, krajowy handel nie dostał żadnych środków na rozbudowę.
— Wciąż mamy na uwadze sytuację, do jakiej doszło we Francji. Tam, w ciągu kilku lat ekspansji hipermarketów, liczba punktów detalicznych zmniejszyła się z ponad 400 tys. do zaledwie 90 tys. Do takiej sytuacji może dojść także w Polsce, radykalne zmniejszenie liczby placówek handlowych może powiększyć szeregi bezrobotnych o 200-300 tys. — obawia się dyrektor Jerzy Gagucki.
Kilka postulatów
Stowarzyszenia kupieckie, wobec nikłej skuteczności swoich dotychczasowych działań, w memorandum zaproponowały kilka rozwiązań, które mogłyby pomóc utrzymać się na rynku polskim handlowcom.
Rozpoczęcie modernizacji struktur polskiego handlu, wedle samych zainteresowanych, należałoby rozpocząć od uwzględnienia w programach szkół nowych form handlu i usług (np. Internet, akwizycja) i uregulowania ustawowo szkolenia uczniów przez kupców i gastronomików, łącznie z wydaniem świadectwa zawodowego.
Wnioskują także o uregulowanie na korzystnych dla nich zasadach warunków sprzedaży użytkowanych przez nich lokali komunalnych, względnie zawierania umów na okresy co najmniej 10-letnie, z klauzulami uzależniającymi zmiany wysokości czynszów od stopnia inflacji.
— Jedną z kwestii, którą poruszyliśmy w memorandum, jest potrzeba ustanowienia przejrzystych zasad wchodzenia na rynek nowych placówek wielkopowierzchniowych. Obawiamy się jedynie powierzchownych rozporządzeń, które tylko pozornie ucywilizują ten proces — przekonuje Jerzy Gagucki.
PRAWO SILNIEJSZEGO: Oburzająca jest polityka supermarketów, które przeciągają terminy płatności za przyjęty towar do kilku miesięcy, pozbawiając płynności rodzimych producentów. Nikt nie ma na tę sytuację wpływu, a chcący sprzedać swój towar milcząco się na nią godzą — zauważa Jerzy Gagucki, dyrektor Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług.
fot. Tomasz Zieliński