Lepiej, żeby to się rozeszło

Andrzej Nierychło
opublikowano: 2005-08-18 00:00

Zaskakującą deklarację Wojciecha Olejniczaka, szefa SLD, że partia ta nie popiera już rządu Marka Belki, trzeba przyjąć na wiarę. Na pięć tygodni przed wyborami parlamentarnymi, gdy stary Sejm zakończył już prace legislacyjne, nie ma bowiem żadnej możliwości sprawdzenia, czyim poparciem rząd cieszy się bardziej, a czyim mniej. Czyni to oświadczenie SLD jakby mniej ważącym.

W normalnych warunkach mielibyśmy do czynienia z klasycznym kryzysem gabinetowym i wymianą ekipy. Ale dzisiaj rozejście się dróg partii i stworzonego przez nią rządu jest wydarzeniem drugoplanowym. Partia bowiem już nie aspiruje do rządzenia i martwi się raczej o własną egzystencję, rząd zaś zerwał się ze smyczy już wiele miesięcy temu. Mamy więc do czynienia z konwencjonalną grą na pokaz. Jeżeli obie strony wykreowanego właśnie sporu będą chciały dalej iść tą ścieżką, będziemy mieli polityczny spektakl w kilku odsłonach. Możliwości jest wiele. SLD mógłby wycofać z rządu kilku ministrów, którzy jeszcze się do tej partii przyznają (ale już wiadomo, że tego nie zrobi). Premier mógłby te dymisje przyjąć lub nie albo udać, że nie dosłyszy. Może też sam wywalić z rządu ministrów z nowej opozycji. Może wówczas powołać nowych ministrów lub tymczasowych kierowników. Prezydent może na to przystać, ale może też zgubić pióro, wyjechać na urlop lub zagranicę albo zatrzasnąć się w łazience. Wszystko to będzie już bez znaczenia.

Dlatego najbardziej prawdopodobne jest, że po wypowiedzi Olejniczaka wszyscy będą z powagą rozglądać się po ścianach, a lokaj otworzy okno.