Do większości krajów naszego regionu tanie linie lotnicze już latają. Polska pozostaje niechlubnym wyjątkiem.
Większość krajów Europy Środkowej i Wschodniej — Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Rosja — już otworzyła się na tanich przewoźników. Jedynym krajem z regionu, który tego nie zrobił, jest Polska.
Niektórzy tłumaczą kłopoty Polski wysokimi opłatami lotniskowymi narzucanymi przez Polskie Porty Lotnicze. Właśnie dlatego fiaskiem zakończyły się rozmowy Ryanaira z lotniskiem we Wrocławiu, a władze Krakowa na własną rękę chcą zbudować drugi terminal. Niektóre kraje dla tanich przewoźników wykorzystują oddzielne lotniska, inne — np. w Budapeszcie — osobne terminale.
— To bzdura. Tak wielkie linie lotnicze jak EasyJet, Germanwings czy Virgin Express latają praktycznie tylko na wielkie lotniska — mówi specjalista z branży.
Niestety, tanie linie w ogóle nie biorą Polski pod uwagę.
— Jeszcze nie rozpatrywaliśmy Polski jako rynku dla tanich przewozów. Staramy się obsługiwać trasy na południu Europy, gdzie popyt na tanie usługi jest olbrzymi. Nie oznacza to, że wykluczyliśmy Polskę z planów na przyszłość — mówi Mats Sigurdson, szef operacji w snowflake, taniej linii lotniczej należącej do SAS.
Ale część tanich lini zniechęca się do Polski. SkyEurope, tani przewoźnik ze Słowacji, który powstał na początku tego roku, zapowiadał szybkie wejście do Polski.
— Aby zaoferować niskie ceny, trzeba mieć niskie koszty. Obecnie międzynarodowe lotniska w Polsce są drogie w porównaniu z innymi portami w regionie — mówi teraz Christ Mandl, szef SkyEurope.
Jego linia otworzyła ostatnio bazę w Budapeszcie, więc w ogóle nie wiadomo, kiedy wejdzie do Polski.