Muzealna trampolina

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-12-21 00:00

Dzisiaj ostatni dzień urzędowania Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy. Nowy prezydent RP jutro składa formalną rezygnację, a jego obowiązki czasowo przejmuje sekretarz miasta Mirosław Kochalski. Zanim jednak głowa państwa złoży przysięgę, wypada ocenić, w jakim stanie zostawia stolicę owego państwa

Niewątpliwie ogromnym osobistym osiągnięciem Lecha Kaczyńskiego jest umiejętne wykorzystanie stanowiska prezydenta stolicy jako trampoliny wynoszącej go z pałacu przy ulicy Miodowej do odległego o 500 metrów pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Że z takim właśnie zamiarem obywatel Sopotu startuje w pierwszych bezpośrednich wyborach prezydenta Warszawy — trzy lata temu było oczywiste. Ale sukcesu nie miał zagwarantowanego, ponieważ kierowanie trudną stołeczną metropolią równie dobrze mogło go politycznie dobić.

Jako urodzony i wychowany w Warszawie, Lech Kaczyński doskonale jednak czuł, gdzie bije serce miasta. Stworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego bezdyskusyjnie zapewniło mu godne miejsce w historii stolicy. Unaoczniło także, jak ogromnej szansy nie umieli wykorzystać poprzedni prezydenci. Z uroczystości otwarcia muzeum osobiście najbardziej zapamiętałem... minę Pawła Piskorskiego, który chyba dopiero wtedy pojął, co przespał podczas swojej kadencji.

Na drugim biegunie oceny kadencji Lecha Kaczyńskiego sytuuje się inwestycyjna beznadzieja warszawskiej infrastruktury. Gdyby odjąć zagraniczne i krajowe inwestycje, lokowane w stolicy Polski i uwz-ględnić sam dorobek miasta — to jest to dno. Za co ekipa Kaczyńskiego się nie wzięła, to postępowała zgodnie z kabaretowym wskazaniem „co by tu jeszcze spieprzyć, panowie”. Bezpośrednią odpowiedzialność ponosili współpracownicy prezydenta, ale przecież to on ich wybierał! Warszawa z jednej strony popadała w rosnące zadłużenie, a z drugiej — nie umiała wydać środków zapisanych w budżetach. Rozbicie tzw. układu warszawskiego, niewątpliwie dojącego kosztowne miejskie inwestycje, skończyło się po prostu ich zamrożeniem — i po problemie...

Marketingowym symbolem epoki Kaczyńskiego pozostaje zmutowana graficznie syrenka, rzekomo używana do promocji miasta. W powszechnym odbiorze warszawiaków ów bohomaz po prostu kompromituje stolicę — i trafi do kosza natychmiast po zainstalowaniu się w warszawskim Ratuszu nowo wybranego przez mieszkańców prezydenta, który raczej nie będzie pochodził z PiS. Powinno to stanowić memento dla Lecha Kaczyńskiego na jego nowej drodze politycznego życia.