Studniówka drugiego rządu Donalda Tuska przypada dokładnie w niedzielę, 26 lutego, ale polonez już się zaczął. Na początku zabawy premier oznajmił, że jakiekolwiek pogłoski o zmianach kadrowych są wyssane z palca. To komunikat zrozumiały, jako że gabinet jest przecież tworem autorskim, może poza resortami PSL. Część ministerstw obsadzonych zostało z ruletki. Dla, powiedzmy, Joanny Muchy i Sławomira Nowaka było merytorycznie obojętne, które z nich dostanie sport, a komu przypadnie on z przedrostkiem tran-.
Pokrzepiony stabilizacją gabinet przyjął wczoraj projekt drobnej nowelizacji ustawy o działach administracji rządowej. To następstwo rozbicia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ale pierwotnym marzeniem Donalda Tuska była znacznie głębsza zmiana struktury rządu. Myślał przede wszystkim o ustawowym wyjęciu z działu „gospodarka” problematyki energetycznej i utworzeniu z niej osobnego działu, na bazie którego powstałoby ministerstwo. Jednak Waldemar Pawlak potraktował ten pomysł śmiechem i szefowi rządu pozostało gorzkie przełknięcie poczucia bezsiły.
To jedna z przyczyn zapowiadającej się coraz bardziej twardo koalicyjnej rozgrywki emerytalnej. Materiał rozpowszechniony do konsultacji absolutnie nie jest dorobkiem Rady Ministrów. Nosi anonimowy nadtytuł „Projekt 13 lutego”, z informacją, że „Prace prowadzi Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej”. Ale w dorobku walentynkowego posiedzenia rządu z 14 lutego nie ma o tym projekcie ani słowa, na pewno nie wnosił go minister Władysław Kosiniak-Kamysz. Wychodzi zatem, że cała klasa polityczna pasjonuje się bękartem, do którego żaden formalnie wyposażony w inicjatywę legislacyjną ojciec na razie się nie przyznaje.