NADZÓR POGRĄŻA SŁABE TOWARZYSTWA
Minister finansów krytykuje spóźnione działania PUNU w sprawie ubezpieczeniowych bankrutów: Polisy i Gwaranta
W Polsce wciąż nie ma wypracowanych metod ratowania upadających towarzystw ubezpieczeniowych. Nadzór powołanej do tego celu instytucji ogranicza się do stosowania represyjnych instrumentów karnych wobec zarządów bankrutujących spó- łek. Z reguły za poźno.
Dramatyczna sytuacja Polisy jest wyzwaniem dla całej branży. Upadek piątego co do wielkości towarzystwa ubezpieczeń majątkowych podrywa zaufanie do całej branży. Za bankructwo Polisy odpowiada oczywiście jej zarząd. Analitycy pytają, gdzie był jednak Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń, Polska Izba Ubezpieczeń czy Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, gdy okazało się, że zarząd zaprezentował wręcz katastrofalne wyniki finansowe, a rozmowy z inwestorami są fatamorganą prezesa Stanisława Gutka. Reakcja ze strony organów nadzoru okazała się spóźniona co najmniej o dwa lata.
Zdaniem przedstawicieli środowiska, nadzór ubezpieczeniowy w Polsce jest słaby i tolerancyjny. Ostatnio z publiczną jego krytyką wystąpił także Rafał Zagórny, wiceminister finansów.
— Gdyby Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń działał bardziej zdecydowanie, istniałaby możliwość uratowania Polisy — powiedział.
Nadzór PUNU sprowadza się obecnie wyłącznie do tzw. kontroli zstępnej (po fakcie) oraz nakładania kar pieniężnych.
Zdaniem prezesa jednego z większych towarzystw majątkowych, informacje finansowe wpływają do PUNU z dużym opóźnieniem. Przykład Polisy pokazuje także, że przez dłuższy czas można ukrywać faktyczną sytuację finansową spółki.
— Urząd mógłby stosować także kontrolę zarządczą, tzn. wskazywać szefom towarzystwa drogę wyjścia z krytycznej sytuacji finansowej — dorzuca Kazimierz Korona, wiceprezes Agropolisy.
Wzmocnienie nadzoru
Według Rafała Zagórnego, odebranie licencji Polisie i Gwarantowi wskazuje, że system nadzoru ubezpieczeniowego w Polsce trzeba pilnie zmodyfikować.
— Myślę, że powinien on być zbliżony do Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego (GINB) — twierdzi minister.
Ubezpieczeniowcy podkreślają, że GINB sprawnie pomaga bankom, które przeżywają kłopoty.
PUNU mogłoby konsekwentniej wprowadzać zarząd komisaryczny do zagrożonych towarzystw, zwalniać je z określonych obowiązków, dysponować ulgami — argumentują nasi rozmówcy.
W środowisku pojawiają się także głosy, że najwięksi akcjonariusze towarzystw ubezpieczeniowych powinni udzielać gwarancji spłaty wierzytelności swoich spółek.
Bezlitosna konkurencja
Na kwietniowym posiedzeniu Polskiej Izby Ubezpieczeń dyskutowano o powołaniu funduszu lub konsorcjum pomocowego, które zajełyby się ratowaniem bankrutujących towarzystw. Mimo pozytywnej opinii Jerzego Wysockiego, prezesa PIU, oraz Danuty Wałcerz, prezes Państwowego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń, pomysł nie doczekał się realizacji. Komisja PIU, która zajmowała się tą sprawą, odrzuciła projekt po wstępnych konsultacjach. Okazało się bowiem, że ubezpieczyciele nie są zainteresowani wspieraniem konkurentów.
Dobry wujek z zagranicy
— Sytuacja Polisy mogłaby być zgoła odmienna, gdyby jeszcze dwa-trzy lata temu nie podchodzono z taką nieufnością do obecności zagranicznego kapitału w polskim sektorze ubezpieczeń — twierdzi prezes dużego towarzystwa majątkowego.
Niestety niechęć ta pozostała jeszcze wśród znaczącej części polskich elit politycznych. Minister Zagórny przyznaje, że nie chce zdominowania polskiego rynku przez zagraniczne firmy ubezpieczeniowe. Jednak wszystkie dotychczasowe upadłości dotyczyły wyłącznie spółek z polskim kapitałem.