Sektor finansowy wciąż potrzebuje specjalistów, a tych brak
Boom na pracowników banków i instytucji finansowych jest tak duży, że podbierają sobie najlepszych ludzi.
Sektor finansowy szybko się w Polsce rozwija. Pojawiają się nowe banki, firmy ubezpieczeniowe, pośrednictwa finansowego, leasingowe, agencje doradztwa finansowego itp., a dotychczasowe tworzą kolejne oddziały i placówki. Przybywa usług i produktów finansowych. Przekłada się to na olbrzymie potrzeby rekrutacyjne. Głód pracowników, a zarazem ich deficyt na rynku jest tak duży, że większość instytucji finansowych nie może znaleźć odpowiednich ludzi i zleca to agencjom doradztwa personalnego, które coraz tworzą wyspecjalizowane działy dla tego sektora.
Po pierwsze: sprzedaż
— Doszło do tego, że nawet pracowników obsługi klienta szukamy metodą bezpośrednią, czyli w innych firmach. Banki rekrutują ich na potęgę, a na ogłoszenia zgłasza się coraz mniej osób. Najczęściej znajdujemy chętnych w firmach, które płacą takim pracownikom mniej, niż mogą zaoferować banki, np. w salonach sprzedaży usług różnych branż — przyznaje Piotr Mazurkiewicz z firmy doradztwa personalnego HRK.
Bardzo brakuje w sektorze finansowym pracowników sprzedaży, głównie doradców mikrofirm i doradców klientów indywidualnych. W ubezpieczeniach i leasingu potrzeba także handlowców, specjalizujących się w pracy z klientami korporacyjnymi.
— Wymaga się od nich dobrej znajomości produktów finansowych i samodzielności w zdobywaniu nowych klientów. Idealny kandydat to człowiek z tej samej branży i z własnym portfelem klientów — mówi Magdalena Głażewska z firmy doradztwa personalnego Hays Polska.
— Takich ludzi brakuje, więc banki konkurują o nich zarobkami, bonusami i możliwościami awansu — dodaje Piotr Mazurkiewicz.
Po drugie: ryzyko
Firmy usilnie poszukują również dobrych specjalistów od oceny ryzyka w pionach kredytów, a także specjaliści od sprawozdawczości finansowej.
— Banki chcą udzielać kredytów, ale też zabezpieczyć się przed ryzykiem, a takich specjalistów jest wciąż mało. Rynek finansowy w Polsce jest bardzo młody, nie było czasu na powstanie dużej grupy takich specjalistów, a zapotrzebowanie rośnie błyskawicznie — wyjaśnia Małgorzata Tylec-Gusakow z Hays Polska.
Branża ubezpieczeniowa potrzebuje specjalistów ds. oceny ryzyka w produktach majątkowych i życiowych oraz aktuariuszy. Pierwsi to osoby z wykształceniem medycznym lub pokrewnym, drudzy — z matematycznym lub kierunkowym.
— Na rynku jest deficyt aktuariuszy. To zawód licencjonowany. Dlatego firmy chętnie przyjmują także młodych ludzi, którzy mogą zdawać państwowe egzaminy, a po dwóch latach starać się o licencję. Kandydat na aktuariusza, czyli analityk aktuarialny (osoba po studiach z kilkumiesięczną praktyką) na starcie otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 5 tys. zł brutto — informuje Magdalena Głażewska.
Trwa również boom na tzw. produktowców (menedżerów produktu branży finansowej), czyli osoby, które wykreują nowe produkty i usługi. Chodzi o pracowników z dużym doświadczeniem w branży, z umiejętnościami analitycznymi i wiedzą marketingową.
Na Zachodzie niektóre duże banki zaczęły redukcje personelu. Zdaniem polskich ekspertów, nam to nie grozi nam.
— Mogą szukać oszczędności, ale na pewno nie będą masowo zwalnianić ludzi —twierdzi Piotr Mazurkiewcz.