Porozumienie daje iskierkę nadziei na pokojowe rozwiązanie konfliktu na Ukrainie — powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel, choć zastrzegła równocześnie, że potrzeba jeszcze wiele pracy. Na te informacje inwestorzy zareagowali entuzjastycznie.
Zwyżkowały indeksy giełd w Europie Zachodniej, ale też w Rosji — indeks RTS wzrósł o 3,7 proc. Złoty umocnił się do dolara o 0,9 proc. Nad Wisłą inwestorzy już od środy kupowali nadzieję na pomyślne zakończenie rozmów w Mińsku.
Z impetem zaczęły odbijać spółki ukraińskie notowane na GPW — indeks WIG-Ukraina wystrzelił o ponad 8 proc. Rosły też firmy, które prowadzą działalność na Ukrainie — Serinus Energy, zajmujący się wydobyciem gazu, podrożał o ponad 5 proc.
— Inwestorzy uznali, że gorzej już być nie może, a że spółki ukraińskie zostały mocno przecenione, to ci odważniejsi zaczęli kupować akcje. Uważam jednak, że to przedwczesnaeuforia, bo nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni, to sytuacja gospodarek zarówno rosyjskiej, jak i ukraińskiej się szybko nie zmieni — uważa Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.
Podobnego zdania jest dr Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI, który uważa, że konflikt jeszcze się nie skończył, a politykom udało się jedynie kupić czas, i to nie na długo, bo zaledwie do końca roku.
— Wtedy właśnie Ukraina ma dostosować konstytucję do bieżącej sytuacji. Wówczas znów wrócą sporne kwestie: kontrola granicy rosyjsko-ukraińskiej oraz chęć przebicia przez Rosjan korytarza lądowego na Krym — tłumaczy Tomasz Bursa.
Ryzykowny jego zdaniem pozostaje wciąż rynek rosyjski, co związane jest nie tylko z konfliktem ukraińskim i nałożonymi sankcjami, ale też z bardzo niskimi cenami ropy i jej pochodnych, ze sprzedaży której pochodzi około 70 proc. dochodów eksportowych Rosji.
— Według moich obliczeń Rosja jest w stanie efektywnie obsługiwać import i choć częściowo bronić kursu rubla przez maksymalnie 12-18 miesięcy, co rodzi dodatkowe ryzyko inwestycyjne w tym kraju.