O ile polityczny upadek ministra Marka Sawickiego dokonał się zaledwie 36 godzin po zdemaskowaniu przez „Puls Biznesu” procederu dojenia publicznej kasy przez ludzi PSL — o tyle formalności trwają zdumiewająco długo. Wniosek premiera Donalda Tuska wpłynął do prezydenta w miniony czwartek, ale odwołanie nastąpi dopiero w… następny czwartek. Aż tygodniowa zwłoka w normalnym czasie byłaby nieprawdopodobna, ale obecnie trwają urlopy i Bronisław Komorowski postanowił nie zakłócać sobie wypoczynku jakimś ministrem. Państwo się nie zawali, a Marek Sawicki wstępu do resortu i tak już nie ma.
Zagarnięta przez PSL spółka Elwarr także odcina spróchniałą gałąź i wyrzuca dyrektora generalnego Andrzeja Śmietankę. Ale w majestacie prawa wypłaci mu jeszcze blisko 200 tys. zł na waciki. Partyjna pragmatyka nie pozwoli tak zasłużonemu towarzyszowi zginąć i można bez pudła obstawiać, że za kilka miesięcy minister (tytuł z dawnych czasów) Śmietanko wypłynie na wierzch przy kolejnym obrocie karuzeli. No, chyba że Donald Tusk trwale odebrałby resort rolnictwa PSL i oddał swoim. Wtedy szok Waldemara Pawlaka byłby głęboki, ale ludowcy realnie i tak musieliby podwinąć koalicyjne ogony.
Nikt z interesujących się aferą taśmową nie wierzy, że Elwarr to pojedyncza czarna owca w białym stadzie państwowych spółek. Jej wyjątkowość polega wyłącznie na tym, że akurat ją dopadło nagranie. Przecież nawet ogłaszając sanację folwarku PSL, premier absolutnie nie ukrywał, że obsadzając spółkę PGE Energia Jądrowa wiernym byłym ministrem Aleksandrem Gradem kierował się filozofią identyczną, jak PSL w Elwarze. Dla jednych strategiczny jest atom, a dla drugich zboże — do zagarniania państwa przez aparaty partyjne każdy pretekst pasuje.