Piątek gospodarczych zaskoczeń

Marcel LesikMarcel Lesik
opublikowano: 2020-02-23 22:00

Budowlanka kwitnie, sprzedaż detaliczna hamuje, a epidemia w Chinach poprawiła koniunkturę w Niemczech i strefie euro.

Na pierwszy rzut oka piątkowy zestaw danych makroekonomicznych wydaje się nie mieć sensu. Kiedy jednak przyjrzymy się danym, okazuje się, że kombinacja niedoskonałości w konstrukcji wskaźników oraz czynniki meteorologiczne są kluczem do wyjaśnienia piątkowych niespodzianek.

Gwóźdź do trumny PMI?

2019 r. stał pod znakiem pesymistycznych odczytów wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu przy jednoczesnych relatywnie dobrych realnych wynikach sektora. Wówczas wielu analityków zwracało uwagę na chybioną konstrukcję wskaźnika, który dużo gorzej niż kiedyś zaczyna prognozować rzeczywiste zachowanie gospodarki. Jednocześnie jednak odczyty tego miernika koniunktury gospodarczej dla Niemiec i strefy euro nie budziły większych zastrzeżeń, a analitycy w najważniejszych gospodarkach świata bardzo poważnie traktują ten wskaźnik w swoich analizach makroekonomicznych i decyzjach inwestycyjnych.

W czwartek wieczorem wśród ekspertów badających unijną gospodarkę dało się odczuć atmosferę napięcia — wstępne odczyty koniunktury za luty miały dać pierwszy wgląd w sektor przemysłowy najbardziej dotknięty epidemią koronawirusa w Chinach. Naprawdę złe wyniki, oczekiwane przez niektórych badaczy, mogłyby mieć znaczący negatywny wpływ na rynki. Warto pamiętać, że obecnie konomiści posługują się prognozami i oczekiwaniami wobec wpływu tej katastrofy naturalnej na chińską gospodarkę oraz tego, w jaki sposób ten problem rozleje się na inne światowe gospodarki w globalnym łańcuchu dostaw. Opublikowane w piątek rano dane były szokujące — przemysłowy PMI dla strefy euro wzrósł z 47,9 pkt do 49,1 pkt, notując najlepszy wynik od 12 miesięcy i znacznie przekraczając konsens rynkowy na poziomie 47,5 pkt. W samych Niemczech skok był jeszcze większy — z 45,3 pkt w styczniu do aż 47,8 pkt, najlepiej od stycznia 2019 r. Pierwsze wrażenie towarzyszące odczytom statystycznym w obliczu tak niekorzystnych czynników zewnętrznych: to nie ma sensu. I rzeczywiście, bliższa analiza danych nie pozostawia wątpliwości. Według twórców wskaźnika wydłużający się czas dostaw jest tylko i wyłącznie oznaką nagłego wzrostu popytu, a więc tak zwanego pozytywnego szoku popytowego, a nie, jak w rzeczywistości, wstrzymania dostaw z terenów objętych kwarantanną, a więc negatywnego szoku podażowego, który co do rezultatów w krótkim okresie ma podobny efekt dla łańcucha dostaw, jednak dla gospodarki jest czymś diametralnie innym.

Jak przyznają w komentarzu do danych dla niemieckiej gospodarki sami autorzy wskaźnika: „prawiepołowa przyrostu indeksu w ujęciu miesięcznym spowodowana była pogorszeniem się czasów dostaw”. W tej sytuacji ocena wpływu chińskiej epidemii na europejską gospodarkę została odroczona na kolejne tygodnie w oczekiwaniu na dane z twardej gospodarki. Jednocześnie po niektórych danych z chińskiej gospodarki widać skalę ekonomicznych zniszczeń — jak informuje Bloomberg, sprzedaż samochodów spadła w Państwie Środka w pierwszych dwóch tygodniach lutego o 92 proc., a liczba turystów odwiedzających Hongkong zmniejszyła się z ok. 200 tys. dziennie w lutym 2019 r. do mniej niż 3 tys. dziennie w 2020 r.

Zimy brak, budowa trwa

Produkcja budowlano-montażowa, która w grudniu zaliczyła wyraźny spadek o 3,3 proc. w ujęciu rocznym, w styczniu wzrosła aż o 6,5 proc., i to mimo jednego dnia roboczego mniej względem stycznia 2019. Przyczyną tak dobrych danych jest łagodna zima, a raczej jej brak. Brak opadów śniegu i mrozów pozwolił prowadzić prace w okresie, w którym branża zwykle zapada w zimowy sen. Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, przestrzega jednak, że to tylko anomalia i w kolejnych miesiącach może być gorzej.

„Utrzymanie solidnych wzrostów produkcji budowlanej w kolejnych miesiącach może być trudne ze względu na wygasającą perspektywę finansową UE, a także ograniczoną przestrzeń fiskalną na poziomie samorządów. Odbicie produkcji w styczniu może więc być z zjawiskiem przejściowym, wywołanym wyjątkowo korzystnymi warunkami pogodowymi. Wskaźniki koniunktury, choć poprawiły się co prawda nieznacznie w styczniu, jednak nie sygnalizują wyraźnej poprawy aktywności w sektorze” — komentuje ekspert.

Inflacja uderza w detal

Sprzedaż detaliczna w styczniu wzrosła realnie o 3,4 proc. rok do roku wobec oczekiwań na poziomie 4,1 proc. i grudniowego wzrostu o 5,7 proc. Choć średnia prognoza analityków wynosiła 4,4 proc., to w tym przypadku styczniowy odczyt wpisuje się w oczekiwania ekspertów co do pogarszających się nastrojów konsumenckich. Urszula Kryńska, ekonomistka PKO Banku Polskiego, podkreśla, że wpływ na te decyzje mają także dość szybko rosnące ceny.

„W ostatnich miesiącach widoczne jest wyhamowanie tendencji wzrostowej w realnej sprzedaży detalicznej, które ma miejsce pomimo rozszerzenia rządowych programów socjalnych. Dane o sprzedaży wpisują się w obraz sektora konsumenckiego kreślony przez dane z rynku pracy i nastroje konsumenckie. Początek roku przyniósł spadek optymizmu, głównie w kwestii sytuacji gospodarczej kraju, co w połączeniu z rosnącą inflacją może ograniczać apetyt gospodarstw domowych na zakupy, pomimo utrzymującego się realnego wzrostu wynagrodzeń. W rezultacie widzimy ryzyko w dół dla naszej prognozy konsumpcji” — napisała.

Przy danych o sprzedaży detalicznej pamiętać należy o słabnącej korelacji między danymi o sprzedaży detalicznej a konsumpcją prywatną, bowiem dane te nie uwzględniają m.in. konsumpcji usług.