Polska przyciąga wielu inwestorów z branż motoryzacyjnej, AGD i budowlanej. Wszystkie trzy gałęzie to istotni klienci hutnictwa.
W Polsce tzw. jawne zużycie stali w 2004 roku wyniosło około 8,8 mln ton. Z tego 67 proc. przypada na wyroby płaskie, które znajdują zastosowanie przede wszystkim w branżach motoryzacyjnej i AGD. Obydwie rozwijają się bardzo intensywnie, zarówno w Polsce, jaki i w całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Inwestują tutaj światowe koncerny: m.in. Whirlpool, Electrolux, LG. Swoje fabryki mają także producenci samochodów: m.in. Hyundai, Toyota, Fiat, Opel. To ważni klienci dla hutnictwa.
Jakość przed ceną
Jednak dotychczas polskie huty nie korzystają na obecności tak dużych odbiorców stali. Krajowe zakłady nie są bowiem przygotowane do produkcji najwyższej jakości wyrobów, czyli blach do produkcji karoserii samochodowych i sprzętu AGD. Odbiorcy tych produktów zaopatrują się przede wszystkim w krajach starej UE. Z Polski wywozi się zaś mniej przetworzone wyroby długie.
— W ujęciu wartościowym saldo obrotów handlowych produktami hutniczymi jest ujemne. Polskie huty eksportują wyroby tańsze, o mniejszej wartości, zaś krajowi producenci importują droższe. Przykładem takich produktów są właśnie wyroby ze stali nierdzewnej (chromowo-niklowe), praktycznie nie wytwarzane w Polsce. Są one przeznaczone dla przemysłu AGD — mówi Ewa Karpińska z Huty LW, należącej do koncernu Arcelor.
Jeśli chodzi o produkty wykorzystywane w branży budowlanej, to zdaniem Kazimierza Kowalskiego, wiceprezesa Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, krajowe hutnictwo wciąż ma silną pozycję — przede wszystkim ze względu na konkurencyjną cenę. W 2004 r. wyeksportowano ponad 2,3 mln ton wyrobów długich (które w znacznym stopniu wykorzystuje się w budownictwie), przy imporcie sięgającym 500 tys. ton. Na niekorzyść rodzimych producentów działa jednak silny złoty i zwiększone kontyngenty przywozowe na obszar celny UE z Rosji, Ukrainy i Kazachstanu.
— Inaczej jest jednak w przemyśle samochodowym. Tu, zanim rozpoczną się rozmowy dotyczące cen, dostawca stali musi pokonać bardzo wysoką barierę jakości. Cały proces hutniczy jest corocznie audytowany przez odbiorców z rynku samochodowego. Wymagane są odpowiednie homologacje. To zrozumiałe, bo od jakości stali, z której wytwarzane są poszczególne części samochodowe zależy bezpieczeństwo pojazdu — wyjaśnia Ewa Karpińska.
Zjeść swój kawałek
Co jest przyczyną tej niekorzystnej dla producentów w Polsce sytuacji? Odpowiedź jest prosta — brak odpowiednich technologii. Dlatego konieczne są inwestycje w nowoczesne linie produkcyjne. Dzięki nim i niższym niż w krajach starej Unii kosztom pracy, Polska mogłaby stać się poważnym graczem. Uwaga przedstawicieli branży skierowana jest głównie na koncern Mittal Steel.
— Chodzi przede wszystkim o inwestycje w Krakowie, gdzie powstać ma nowa walcownia gorąca blach. Z kolei w Świętochłowicach planowana jest nowa linia powlekania blach. Dzięki temu możliwa stanie się produkcja w Polsce wyrobów płaskich — mówi Kazimierz Kowalski.
Tylko czy warto walczyć o te rynki? Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, uważa, że to jedyny kierunek rozwoju polskiego hutnictwa. Jego zdaniem, rynek wyżej przetworzonych produktów jest bardzo atrakcyjny, a przede wszystkim mniej podatny na wahania, związane choćby z porą roku.
Branża motoryzacyjna, mimo pewnego zastoju w kraju, wciąż może się rozwijać dzięki sprzedaży za granicą. A to rozkręci koniunkturę na stal.
— Obecnie krajowy popyt nieco się kurczy. Przyczyną jest import aut używanych. W kolejnych latach, w miarę wzrostu zamożności społeczeństwa, rynek ten będzie rósł — twierdzi Ewa Karpińska.
Andrzej Ciepiela zwraca również uwagę na światowe tendencje na rynku stali.
— Produkcja hutnicza wciąż rośnie. Najbliższe lata, szczególnie dla naszego regionu, będą okresem dobrej koniunktury. Jednak, potencjał produkcyjny hut stale się zwiększa i nikt nie przewiduje, by przedsiębiorstwa zdecydowały się dobrowolne go ograniczyć. Według niektórych ekspertów w 2010 r. podaż może znacznie przekroczyć popyt, a to może spowodować problemy na rynku — przewiduje Andrzej Ciepiela.