„Pogromca flagowców powrócił” — grzmi Xiaomi w komunikatach prasowych.

Chińczycy nie przestraszyli się pandemii i zdecydowali, że podczas zarazy spróbują wprowadzić na rynek urządzenie z wyższej półki. Powalczą jak to oni — głównie ceną. Xiaomi wciska gdzie się da zdanie, że Poco F2 Pro to sprzęt, który może rywalizować z tzw. flagowcami, a więc topowymi modelami czołowych marek. Trochę się przechwala, ale pierwsze recenzje rzeczywiście ma dobre. TechCrunch napisał, że podcina rywali z Androidem niską ceną i flagowymi funkcjami. W Polsce za gadżet trzeba zapłacić co najmniej 2499 złotych.
Engadget również chwali i wróży, że może to być hit, choć jednocześnie przypomina, że smartfon wygląda znajomo, zupełnie jak pokazany przez Xiaomi w marcu w Chinach Redmi K30 Pro, a co więcej — ma tę samą specyfikację. Android Authority pyta retorycznie w tytule: „Kto potrzebuje flagowca o wartości 1000 USD?” Poco rzeczywiście wydaje się w tym kontekście promocją. Smartfon korzysta ze wspierającego sieć 5G procesora Snapdragon 865 i wyposażony jest w optyczny czytnik linii papilarnych ukryty w wyświetlaczu AMOLED o przekątnej niespełna 6,7 cala. Ekran ma ponadto potrójny czujnik światła 360 stopni, dzięki czemu może dokładnie wykrywać światło otoczenia i zapewniać lepszą regulację jasności. Ciekawie jest też w środku.
„W Poco F2 Pro znajduje się największa komora parowa dostępna w tej chwili na rynku, pokryta wieloma warstwami grafitu i grafenu. To rozwiązanie zapewnia niską temperaturę urządzenia, zwłaszcza procesora i obudowy, utrzymując wydajność na najwyższym poziomie nawet przy dużym obciążeniu” — czytamy w komunikacie Xiaomi.
Kiedyś było dużo łatwiej, bo projektanci smartfonów musieli tylko jakoś ładnie wkomponować małą okrągłą ramkę aparatu z tyłu urządzenia. Taka niewielka kropeczka i tyle. Obecnie najlepsze gadżety mają nie jeden aparat, ale nawet cztery, a wszystko wygląda jak fotograficzny kombajn, który trzeba ukryć, choć z góry wiadomo, że to zadanie z gatunku niemożliwych do wykonania. Poco sięgnęło po sprawdzony pomysł, zastosowany już w Redmi. System aparatów z tyłu schowany jest w czarnym kole, natomiast obiektywy przypominają trochę kształt drona albo zmodyfikowanego spinnera z dodatkowym ramieniem. W przypadku aparatów nie tyle liczy się jednak wygląd, ile możliwości techniczne.
Poco oferuje główny aparat o rozdzielczości 64 Mpix, obiektyw ultraszerokokątny 13 Mpix, obiektyw makro 5 Mpix i czujnik głębi 2 Mpix. Nie mniejszym wyzwaniem jest obecnie także odpowiednie wkomponowanie aparatu z przodu, używanego głównie do selfie i wideorozmów. Producenci pokrywają przód taflą wyświetlacza, ograniczając do minimum ramki, więc siłą rzeczy nawet mały obiektyw psuje efekt końcowy. Poco zastosowało rozwiązanie z wysuwanym aparatem 20 Mpix.
Xiaomi ogłosił spin off Poco w styczniu tego roku, nakreślając nowemu brandowi osobne zadanie. Marka dostała niezależność i zapewnienie, że może tworzyć własną strategię rynkową. Na banerach reklamowych pojawiła się natomiast nazwa „Poco by Xiaomi”. Pomysł nie spadł nagle z nieba, ale już dwa lata temu na rynku pojawił się dobrze przyjęty Pocophone F1.
„Xiaomi stworzyło markę Poco, aby wypuszczać wysokiej klasy smartfony premium, które mają konkurować bezpośrednio z flagowymi smartfonami OnePlus i Samsunga” — napisał wtedy serwis TechCrunch.
Xiaomi trochę zatem namieszało wcześniejszym chińskim debiutem bliźniaczego Redmi, ale faktycznie wyodrębnienie Poco to jeden z etapów porządkowania oferty firmy, które ma pomóc klientom w lepszej orientacji w ofercie. Smartfony z niższej półki sprzedawane mają być pod marką Redmi, średnie przegródki zagospodarowuje Mi, natomiast najwyżej, choć cenowo ciągle konkurencyjnie, znajduje się Poco. Cały katalog jest pod parasolem Xiaomi, które przecież oferuje niemal wszystko — od inteligentnych zegarków, słuchawek i kamerek poprzez hulajnogi, kończąc na odkurzaczach i małym sprzęcie AGD.