Premier Mateusz Morawiecki popiera polsko-ukraińskie rozmowy o współpracy energetycznej, m.in. przy wydobyciu gazu i przesyle prądu. Inwestowanie wciąż jest jednak zbyt ryzykowne.
Polsko-ukraińską konferencję energetyczną, która odbyła się w środę w Warszawie, przygotowywano z krótkim wyprzedzeniem i z zachowaniem dyskrecji. Ostatecznie fizycznie stronę ukraińską reprezentowała, ze względów bezpieczeństwa, jedynie Julia Pidkomorna, wiceminister energii, a jej koledzy z rządu i państwowych spółek energetycznych łączyli się zdalnie.
Polski rząd reprezentował premier Mateusz Morawiecki, który zapowiedział wzmocnienie współpracy energetycznej między Polską a Ukrainą. Nie bez warunków.
- Już dziś jesteśmy zapraszani do wielu projektów, ale najpierw musi zapanować pokój – powiedział Mateusz Morawiecki.

Raz import, a raz eksport
Zdaniem polskiego premiera Polska i Ukraina mogą rozmawiać m.in. o wspólnych projektach wydobywczych i poszukiwawczych, zwłaszcza dotyczących gazu na terenie zachodniej Ukrainy. Ponadto przedmiotem rozmów może być modernizacja sieci elektroenergetycznej i budowa nowych połączeń między oboma krajami. Mateusz Morawiecki przypomniał, że trwa modernizacja połączenia Chmielnicki - Rzeszów.
- Pół roku temu rozmawialiśmy o importowaniu tą drogą prądu z ukraińskiej elektrowni jądrowej do Polski, a trzy miesiące temu, po bombardowaniach skoncentrowanych na ukraińskich źródłach energii, rozmawialiśmy już jednak o eksporcie. To pokazuje dynamikę wydarzeń – stwierdził Mateusz Morawiecki.
Dziś, jak wskazał, rozmowy znów dotyczą przyszłego importu do Polski.
- A także budowy nowego połączenia Równe - Chełm – zaznaczył premier.
Mateusz Morawiecki widzi Polskę jako platformę energetyczną zaopatrująca region w prąd i gaz dzięki licznym połączeniom transgranicznym i silnym portom sprowadzającym gaz płynny (LNG).
- Będziemy dawcą bezpieczeństwa w Europie, co podniesie nasz status w regionie – podkreślił premier.
Rafinerie do odbudowy
Dawkę bezpieczeństwa Ukraina chętnie przyjmie. Julia Pidkomorna zwróciła uwagę, że jej kraj stracił połowę mocy produkcyjnych w energetyce, a najbardziej bolesna jest utrata kontroli nad elektrownią jądrową w Zaporożu. Odbudowa jest w planach i marzeniach, ale rzeczywistość jest brutalna.
- Zwyciężymy tę wojnę, ale nasz sąsiad pozostanie ten sam. Dlatego musimy budować energetykę stabilną, niezależną i zintegrowaną z Zachodem – uważa Julia Pidkomorna.
Menedżerowie z ukraińskich firm państwowych wyliczali, że potrzebne są m.in. inwestycje w wydobycie gazu. Dostrzegają zainteresowanie zagranicznych firm. Poza tym mają wielkie plany związane z odbudową i rozbudową zrujnowanego bombardowaniami sektora rafineryjnego i liczą na rozbudowę ropociągów, czyli m.in. projektu spółki Sarmatia, w której udziały mają: Polska, Ukraina, Gruzja i Azerbejdżan. Sarmatia ma plan budowy ropociągu Odessa — Brody, który domknąłby połączenie Morza Czarnego z Bałtykiem.
Kto za to zapłaci?
W dyskusjach kuluarowych nie słychać już było takiego entuzjazmu. Można było natomiast usłyszeć, że zamiast budować i rozbudowywać rafinerie, Ukraina mogłaby raczej zrobić skok w kierunku paliw alternatywnych, które i tak są przyszłością. Poza tym zadawano uniwersalne pytanie o pieniądze, które ktoś na transformację ukraińskiej energetyki musi wyłożyć. Kto?