Pourlopowe podsumowanie

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2016-05-11 11:50

Na rynkach akcji przełom kwietnia i maja przyniósł korektę poprzedniego trendu wzrostowego. Powodów do spadków dostarczyły między innymi słabe dane makro. Odczyt PKB w USA i dane z amerykańskiego rynku pracy rozczarowały, rozczarowały też indeks PMI dla sektora przemysłowego w Chinach oraz dane o chińskim handlu zagranicznym.

Od dłuższego już czasu słabe dane makro niekoniecznie jednak doprowadzają do przeceny, bo wtedy, kiedy rynki były w „byczej” fazie to słabe dane tłumaczono pozytywnie dla obozu posiadaczy akcji (bo banki centralne pomogą). Tak więc te ostatnie spadki wynikały bardziej z naturalnej chęci zejścia inwestorów z rynku przed majową korektą („w maju sprzedaj i uciekaj”).

Jakimś (istotnym) czynnikiem była też nawracająca obawa o skuteczność banków centralnych. Od 10. marca, kiedy to ECB używając niestandardowych narzędzi (ujemne stopy depozytowe plus poluzowanie ilościowe, czyli tzw. druk euro) podjął decyzje o kolejnym, znacznym złagodzeniem polityki monetarnej euro zyskało do dolara pięć procent. Zdecydowanie nie o to chodziło europejskiemu bankowi centralnemu.

Nic więc dziwnego, że europejskie giełdy akcji były słabsze niż Wall Street. Owszem, indeksy amerykańskie też spadły, oddalając się od poziomów rekordów wszech czasów, ale nie były to spadki znaczące. Ostatnie trzy sesje (po słabym raporcie z rynku pracy) zmniejszyły skalę spadku do mikroskopijnych rozmiarów. Poza tym zarówno indeks DJIA jak i S&P 500 wyrysowały formacje złotego krzyża, czyli dały techniczny sygnał kupna.

Na razie nie można jeszcze mówić o długoterminowym powrocie do spadków. Mamy raczej do czynienia z „rynkiem królika” (nie moje określenie) – w odróżnieniu od rynku byka czy niedźwiedzia, ten „króliczy” rynek cechuje się sporą zmiennością i brakiem zdecydowanego kierunku.

Na rynku walutowym panowała spora zmienność. Na przełomie kwietnia i maja kurs EUR/USD gwałtownie wzrósł, ale potem zaczął się osuwać podczas mojej nieobecności zyskując minimalnie, ale nadal utrzymując się w kanale trendu wzrostowego.

Zmienność panowała też na rynku surowcowym. Ropa usiłowała kontynuować zwyżkę, ale skutecznie ten rajd został zatrzymany i podczas mojej nieobecności jej cena nieco spadła, ale nadal pozostała w kanale trendu wzrostowego. Bardzo słaba była miedź – na razie jest w trendzie bocznym. Ciekawa była sytuacja na złocie. Na przełomie miesięcy gwałtownie drożało, dzięki czemu anulowana został formacja RGR (to zazwyczaj jest mocny sygnał kupna), ale poziom 1.300 USD za uncję zatrzymał ten rajd. Rozpoczęła się korekta, ale sygnał kupna nadal obowiązuje.

Na tle rynków globalnych polska GPW była słaba. Do początku tego tygodnia nie była jednak dużo słabsza niż na przykład niemiecki XETRA DAX. Dopiero ostatnie dwie sesje pokazały naszą słabość – może być już widoczne czekanie na 13. maja (o czym niżej). U nas też odczyt indeksu PMI dla przemysłu był słaby – nieoczekiwanie i całkiem wyraźnie w kwietniu indeks spadł. To jednak nie miało wielkiego wpływu na nastroje. Szkodził też trochę spadek ceny miedzi (uderzał w KGHM).

Wydaje się, że naszemu rynkowi nadal szkodzą akcje banków, bo ciągle nie wiemy, jak będzie rozwiązana sprawa kredytów walutowych, a wypowiedzi polityków prowadzą do wzrostu niepewności. Widać jednak, że jakieś rozwiązanie zostanie wkrótce zaproponowane, a to może trzymać obóz byków w szachu. Nie wiemy bowiem jak mocno zaproponowane rozwiązania zaszkodzą systemowi bankowemu, a za jego pośrednictwem całej gospodarce. Bo to, że uderzą w banki jest raczej przesądzone.

Osobnym tematem jest zbliżający się termin publikacji przez agencję ratingową Moody’s oceny wiarygodności kredytowej Polski (w piątek 13. maja po sesji). Czekanie na ten raport mogło też trochę szkodzić GPW, ale jeśli nawet to szkodziło nieznacznie. Największe znaczenie ta ocena powinna mieć na rynek walutowy, a tutaj wielkich ruchów nie widziałem.

Owszem, dał się zaobserwować gwałtowne osłabienie złotego w dniach 21-25. kwietnia (3 dni handlowe, bo w środku był weekend), ale to było jednorazowe osłabienie mogące wynikać z tego (o czym pisałem), że jakiś duży inwestor opuszczał nasze rynki akcji i obligacji. Potem rozpoczęły się podchody polityczne.

List ministra finansów Pawła Szałamachy do prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego doprowadził do chwilowych zawirowań. Na początku tygodnia wicepremier Mateusz Morawiecki uspokajał rynki twierdząc, że obniżka ratingu nie będzie dla Polski „końcem świata”, ale zaznaczył też, że nie byłby to ruch bez znaczenia i lepiej, żeby go nie było.

Jeśli patrzy się na nasz rynek walutowy i porównuje na przykład węgierski to można z całą pewnością powiedzieć, że (mimo wzrostu EUR/PLN) nie widać zdecydowanej gry na osłabienie naszej waluty przed publikacją oceny Moody’s. Owszem, złoty jest dosyć słaby, ale nie słabszy niż forint. Nie wykluczam jednak, że w nadchodzących dniach (o ile BGK nie pomoże) zobaczymy próbę gry na osłabienie naszej waluty. Przypominam, że w styczniu złoty zaczął mocno tracić jeden dzień przed oficjalnym ogłoszeniem decyzji przez agencję ratingową Standard & Poor’s - wtedy to rząd i zapewne jego służby techniczne znały treść komunikatu agencji.

Jeśli chodzi o samą decyzję to powtarzam, że ja uważam, iż agencja powinna obniżyć jedynie perspektywę ratingu a nie sam rating. Nie wykluczam jednak, że obniży również rating z bardzo prostego powodu – obecna ocena Moody’s (A2) jest o dwa poziomy wyższa od oceny Standard & Poor’s (BBB+) i o jeden poziom wyższa od oceny agencji Fitch (A-), więc agencja może dążyć do zmniejszenia różnicy w ocenie w stosunku do pozostałych agencji.

Jest to jednak dobra informacja – rynki mogą dojść do wniosku, że obniżenie ratingu przez Moody’s jest po prostu urealnieniem oceny i doprowadzeniem jej do poziomów zbliżonych do pozostałych dwóch, głównych agencji ratingowych. Dlatego też jeśli agencja nie zmieni ratingu to złoty bardzo się umocni, a jeśli obniży to negatywna reakcja będzie co najwyżej krótkoterminowa.

Wróćmy na GPW. Dużym minusem jest to, że zanegowana została formacja odwróconej głowy z ramionami (ORGR). która zapowiadała wzrost WIG20 do poziomu 2.130 pkt. Oscylatory wygenerowały też sygnały sprzedaży. To wszystko każe zachować olbrzymią ostrożność. Obawiam się, że przed oceną Moody’s i przed ostatecznymi decyzjami w sprawie kredytów frankowych trudno będzie o powrót nad marcowe szczyty.