Pracownicy chcą Malmy bez Marbota

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2012-09-17 00:00

Spółka pracowników Malmy Trading twierdzi, że ma partnera finansowego i jest w stanie kupić malborski zakład od syndyka

Jeszcze przez dwa tygodnie można składać oferty w przetargu ma majątek VVQFDE, czyli dawnej Malmy słynącej z makaronów z pszenicy durum, które reklamowała sama Sophia Loren. Wokół wystawionych na sprzedaż wrocławskich i malborskich aktywów kręcą się pracownicy zorganizowani wokół FMT Group. Chcą kupić nieczynny zakład w Malborku i maszyny z Wrocławia, by ponownie uruchomić produkcję. Wesprzeć ma ich inwestor finansowy, którego nazwy na razie nie ujawniają.

— W Malmie przepracowałem 12 lat, znam ten zakład i pracowników, wiem, jaka jest ich sytuacja materialna. Dlatego stworzyłem spółkę celową, która ma kupić Malmę. Przystąpiło do niej ponad 30 pracowników, a później zaczęliśmy szukać inwestora. Znaleźliśmy. Jest to fundusz, który nie będzie chciał zabrać marki i przenieść produkcji, ale ponownie uruchomi ją w Malborku — mówi Michał Mazurczak, prezes FMT Group.

Z naszych informacji wynika, że FMT Group próbowało skusić kilku graczy, również branżowych, ci jednak odmówili. Ostatecznie zainteresowanie miał wyrazić Jacek Ślotała, związany m.in. z powstałym w lipcu tego roku funduszem Hussar Global Venture i biomasową spółką Manzoil. Biznesmen zaprzecza.

— Nie mam z tym projektem nic wspólnego. Żaden z funduszy, w których działam,w nim nie uczestniczy — twierdzi Jacek Ślotała.

Zarządzający jednego z funduszy private equity powątpiewa w to, że Malmą zainteresuje się finansowy gracz.

— Dobry czas na zakup tej spółki był osiem-dziewięć lat temu. Dzisiaj zakład nie pracuje, nikt od dawna nie inwestował w maszyny, a marki już długo nie ma na półkach. Co więcej — kłopotem dla funduszu jest właśnie spółka pracownicza, bo jak później wyjść z takiej inwestycji? Często zdarza się, że pracownicy najpierw biorą udział w przetargu, a dopiero gdy go wygrywają, zaczynają poszukiwać wsparcia finansowego — komentuje pragnący zachować anonimowość menedżer.

— Być może pracownicy po prostu porozumieli się z deweloperem zainteresowanym terenem we Wrocławiu — dodaje inny.

Trwający przetarg to już drugie podejście do sprzedaży upadłej Malmy. W pierwszym udział wzięła tylko Lubella należąca do Grupy Maspex Wadowice, lider polskiego rynku makaronów. Spółka miała zaoferować za zakład w Malborku nieco więcej, niż wynosiła cena wywoławcza, ustalona na 25,3 mln zł. Oferta została jednak odrzucona z przyczyn proceduralnych, gdyż firma zastrzegła, że wcześniej muszą zostać uregulowane wszystkie sprawy pracownicze. Zakładu we Wrocławiu nikt wówczas nie chciał kupić. Pracownicy nie wystartowali, bo było dla nich za drogo. Teraz zarówno zakład w Malborku (do którego przypisano znak towarowy Malma), jak i we Wrocławiu można kupić taniej. Ceny wywoławcze obniżono do 21,3 mln zł i 41,7 mln zł.

— Interesuje nas Malbork i część parku maszynowego z Wrocławia. Jednak nowa wycena wciąż jest dla nas za wysoka o co najmniej 25 proc. Zakup zakładu to nie wszystko — potrzeba jeszcze kilku milionów złotych na inwestycje w infrastrukturę i nakładów na promocję marki. Dokumenty potwierdzające nasze zamiary i wiarygodność finansową widział sąd i syndyk — twierdzi prezes FMT Group.

Pracownicy podkreślają, że ich działania zmierzające do reaktywowania firmy nie mają nic wspólnego z opisywanymi przez media wystąpieniami Michela Marbota, byłego właściciela Malmy. Michel Marbot prowadził m.in. strajk głodowy przed gmachem Sejmu, broniąc — jak wynika z wypisanych na transparencie postulatów — interesów pracowników nieczynnych zakładów. Jego komentarza nie udało nam się uzyskać.

„W żaden sposób nie utożsamiamy się z medialnymi działaniami i żądaniami pana Michela Marbot kierowanymi do kolejnych instytucji i organów oraz w żaden sposób tych działań nie popieramy” — napisało w oświadczeniu 33 pracowników Malmy Trading, jednej ze spółek powiązanych z dawną Malmą, czyli obecnym VVQFDE.

„Nasz pracodawca z dnia na dzień zaprzestał produkcji i uznał, że nie jest zainteresowany naszym dalszym losem, a odpowiedzialność za nas powinien ponosić syndyk VVQFDE. Nie wystawiono nam świadectw pracy, w związku z czym do dzisiaj jesteśmy pracownikami firmy, która nie wypłaca nam wynagrodzeń” — czytamy w liście pracowników, którzy domagają się od wystawionej na sprzedaż spółki 3 mln zł (bez odsetek) z tytułu zaległych wynagrodzeń.