Zainicjowany przez NSZZ Solidarność obywatelski projekt ustawy o płacy minimalnej nie pobił rekordu podpisów, ale i 300 tys. robi wrażenie. Wnioskodawcy zakładają stopniowe podwyższanie płacy minimalnej do połowy przeciętnej w gospodarce narodowej. Tempo teoretycznie miałoby odpowiadać wzrostowi gospodarczemu. Związek chce, by w przypadku PKB przyrastającego rocznie o co najmniej 3 proc. płaca automatycznie rosła tyle samo. Jeśli zaś wzrost byłby niższy lub ujemny, wówczas byłaby ona ustalana jak dotychczas w Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych.
Projekt wywołał natychmiastową reakcję pracodawców, z oczywistych powodów żywotnie nim zainteresowanych. Zwracają oni uwagę, że w pomyśle związkowców najważniejszymi czynnikami mającymi wpływ na płacę minimalną są dane… przyszłe, czyli prognozowane. Tymczasem takie wynagrodzenie powinno opierać się nie na mirażach, lecz twardych i potwierdzonych danych ekonomicznych. Tylko wtedy da się uniknąć jego niedoszacowania lub przeszacowania.
Obywatelskie projekty ustaw charakteryzują się dwiema przeciwstawnymi cechami. Jako jedyne spośród oczekujących w Sejmie przechodzą do nowej kadencji, a nie przepadają z końcem dotychczasowej, jak wszystkie inne. Do kosza trafiają za to… w pierwszym sejmowym czytaniu. Biorąc pod uwagę tę legislacyjną i polityczną tradycję oraz kontekst kampanii wyborczej, można przewidzieć los związkowego projektu: otrzyma numer sejmowego druku, trafi do poczekalni i zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu, ale już przez nowy skład Sejmu.