Wiele firm jeszcze nie słyszało o założeniach tzw. przemysłu 4.0, który opiera się m.in. na wdrażaniu zaawansowanych systemów IT, przemysłowego internetu rzeczy, analityki danych czy sztucznej inteligencji. Tymczasem eksperci coraz częściej poruszają temat kolejnej rewolucji, która, jeśli wierzyć futurystycznym ich wizjom, ma zmienić oblicze fabryk nie do poznania.
Jej cechą charakterystyczną mają być technologie kognitywne, umożliwiające maszynom wykonywanie zadań zarezerwowanych dotychczas jedynie dla ludzi. Dzięki nim roboty obdarzone sztuczną inteligencją mają pracować u boku człowieka w całkowitej harmonii — także w małych i średnich przedsiębiorstwach. Żmudne, powtarzalne czynności będą wykonywane przez maszyny, podczas gdy zadania kreatywne i takie, które wymagają krytycznego myślenia, przewidywania czy nawet rozwiewania wątpliwości, będą zarezerwowane dla pracowników z krwi i kości.
W wizji przemysłu 5.0 widmo bezrobocia schodzi na drugiplan. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że roboty-pracownicy będą wymagały konserwacji i napraw. A im więcej działań renowacyjnych, tym większe zapotrzebowanie kadrowe.
Na pytanie, kiedy owa rewolucja nadejdzie, nie ma jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Według 85 proc. respondentów badania przeprowadzonego przez firmę Accenture, środowiska pracy integrujące ludzi i maszyny mają stać się powszechne już w 2020 r. Opinii tej jednak nie podziela Piotr Rojek, dyrektor zarządzający w DSR, którego zdaniem mamy jeszcze do odrobienia ogromną pracę domową z przemysłu 4.0, bo wciąż zbyt mało firm wykorzystuje jego potencjał.