Od przyszłego roku płaca minimalna wzrośnie, zgodnie z propozycją rządu, z 1386 do 1500 zł, czyli o 8,2 proc. A więc znacznie powyżej inflacji, a także szybciej niż produkt krajowy brutto. Tempo jej wzrostu miałoby zależeć od koniunktury, a docelowo osiągnęłaby od 40 do 50 proc.
średniego wynagrodzenia. Jednak związkowcy z Solidarności domagają się wzrostu jeszcze szybszego. Wnieśli projekt ustawy, poparty 300 tys. podpisów, zgodnie z którym najniższa płaca rosłaby automatycznie, gdy tempo PKB przekroczy 3 proc. Ponadto chcą, by już teraz wzrosła do co najmniej 1596 zł, a docelowo do połowy płacy średniej — dzisiaj byłoby to 1750 zł.
Taki wzrost byłby niebezpieczny dla polskiej gospodarki. Najniższe wynagrodzenie otrzymują pracownicy najmniej wykwalifikowani i jeśli stanie się ono zbyt wysokie, to pracodawcom po prostu nie opłaci się ich zatrudnianie, przynajmniej legalne. Wynagrodzenia mogą rosnąć, gdy zwiększa się produktywność pracowników, która oczywiście zależy nie tylko od nich. Mechaniczne podniesienie płacy minimalnej spowoduje zaś odcięcie od rynku pracy najsłabszych, czyli… właśnie tych, których związkowcy chcą bronić.
Gdyby warunki społeczno-polityczne w Polsce pozwoliły, należałoby rozważyć likwidację ustawowo określanej płacy minimalnej. Gospodarka byłaby bez niej zdrowsza, a najniżej zarabiający wcale nie mieliby się gorzej.
Wojciech Naruć
wiceprezes, dyrektor ekonomiczny
Zakładów Chemicznych Police