Przestępcy napadają na małe banki

Wojciech Surmacz
opublikowano: 1999-04-21 00:00

Przestępcy napadają na małe bankiOd początku tego roku obrabowano 21 placówek

NIE MA PRZESTĘPCÓW Z ULICY:

Słabe zabezpieczenia techniczne w bankach szalenie prowokują przestępców. Tym bardziej, że w każdym przypadku robią rozpoznanie. Nigdy nie wchodzą prosto z ulicy — twierdzi Wojciech Mielcarz, prezes firmy ochroniarskiej Asekuracja. fot. M. Pstrągowska

Zastraszająco szybko rośnie liczba napadów na banki. Łupem przestępców padają głównie małe, regionalne instytucje finansowe. Przyczyną przeważnie jest brak zabezpieczeń technicznych.

Statystyki policyjne dotyczące napadów na banki w Polsce są alarmujące. Do tego typu przestępstw dochodzi w naszym kraju coraz częściej. Ostatnie dwa lata nie napawają optymizmem. W 1998 roku zarejestrowano 40 napadów, w tym roku, tylko do połowy kwietnia, było ich już 21. Ostatnim, najbardziej spektakularnym wydarzeniem był napad na Bank Spółdzielczy w Zakroczymiu. 26 lutego czterech zamaskowanych mężczyzn zrabowało 20 tys. zł. Uzbrojeni w broń palną, po wejściu położyli na podłogę pracownika ochrony i strzelili do niego. Został ciężko ranny. Jak uważa Grażyna Puchalska, podkomisarz z Komendy Głównej Policji, przestępcy od razu wkalkulowali w napad zabójstwo.

— Moim zdaniem weszli z zamiarem użycia broni. Coraz częściej dochodzi do takich przypadków. To świadczy o jednym: napady na banki są coraz bardziej brutalne — zauważa.

Brak inteligencji

Efekty napadów bywały różne: rabowano większe lub mniejsze sumy. Czasami dochodziło do sytuacji paradoksalnych. W jednym z przypadków sprawcy podeszli do okienka kredytowego zamiast do kasy, w innym trafili do dobrego okienka... na pół godziny przed jego otwarciem.

— W naszym kraju czasy inteligentnego napadu już dawno minęły. Przedwojenni kasiarze odeszli do lamusa. Dzisiaj oczywiście w wielu przypadkach napad na bank jest bardzo dobrze zaplanowany i zorganizowany. Niemniej zawsze opiera się na przemocy. Główną zasadą działania dzisiejszych przestępców napadających na banki jest terror — twierdzi Wojciech Mielcarz, prezes zarządu firmy ochroniarskiej Asekuracja.

Według policyjnych raportów, część napadów w Polsce przeprowadzają zorganizowane grupy. Część to indywidualne akcje kilku osób, organizowane jednorazowo.

— O tym, że napady przygotowują grupy przestępcze, świadczą wydarzenia w poszczególnych rejonach kraju. W dawnym województwie bydgoskim mieliśmy dwa napady co 12 min. Działały dwie różne grupy, ale mózgiem całej operacji była jedna osoba — relacjonuje Grażyna Puchalska.

Dziki Zachód

W Polsce do napadów najczęściej dochodzi zaraz po otwarciu banku lub tuż przed jego zamknięciem. Ponoć przyczyną jest fakt, iż w godzinach porannych i popołudniowych w bankach bywa mało klientów.

— Przestępcy na ogół wchodzą normalnie przez drzwi i udają klientów. Zdecydowanie rzadziej się włamują — opowiada Grażyna Puchalska.

— W krajach zachodnich napady na banki organizowane są nieco inaczej. Można zauważyć istotne różnice między metodami „naszych” i zachodnich przestępców. Ci ostatni napadają zwykle w godzinach szczytu, tuż przed lunchem. Przestępstw tego typu dokonuje się głównie w dużych metropoliach i w dzielnicach o sporym natężeniu ruchu. Wielkość banku nie jest tutaj najistotniejsza, ale zwykle okradane bywają dość duże instytucje — komentuje Jerzy Wójcik, kryminolog, doradca ds. bezpieczeństwa w centrali Banku Handlowego.

Zdaniem wielu kryminologów zajmujących się tematyką napadów na banki, polskie realia podążają coraz bardziej w kierunku zachodnich. Jak mówią, czas i miejsce bankowych rabunków w naszym kraju, będą powoli przypominały „standardy” zachodnie.

Napady organizowane są głównie na banki spółdzielcze i regionalne oddziały dużych banków. Praktycznie żadna z tych instytucji, znajdujących się na czarnej liście najczęściej napadanych instytucji finansowych w Polsce, nie zgodziła się na skomentowanie zagrożeń. Nasi rozmówcy twierdzą, że nie leży to w ich interesie.

— Myślę, że po prostu nie ma czym się chwalić. To ma duże znaczenie dla klientów. W banku, który jest napadany, można się przecież czuć niepewnie — uważa Grażyna Puchalska.

Wyjątkiem był PKO BP. Jego przedstawiciele zdecydowali się przynajmniej na rozmowę i wyjaśnienie, dlaczego nie udostępnią interesujących nas informacji.

— Wszystkie systemy zabezpieczeń w naszych oddziałach odpowiadają obowiązującym w kraju normom. Więcej szczegółów nie ujawnię. W tej grze policjantów i złodziei często dochodzi do różnych dziwnych sytuacji — stwierdził Jerzy Ostaszewski z PKO BP.

Jego zdaniem, napad na bank to wstrząs dla firmy. Ale jest to przede wszystkim szok dla środowiska lokalnego, związanego z obrabowanym oddziałem banku.

Słabe strony

Milczenie banków można też chyba tłumaczyć stosunkowo słabymi zabezpieczeniami przed ewentualnym napadem. W przypadku banków spółdzielczych nie jest to żadna tajemnica.

— Statystyczny bank spółdzielczy jest po prostu źle zabezpieczony. Można to tłumaczyć tym, że ma on małe obroty oraz zyski i nie stać go na to. Ale nie jest żadną tajemnicą, że ich słabe strony to zabezpieczenia techniczne i fizyczne. Brakuje tam np. kamer przemysłowych. Ich zainstalowanie może mieć znaczenie prewencyjne — twierdzi Grażyna Puchalska.

— Uważam, że główną bolączką banków spółdzielczych są bardzo słabe zabezpieczenia techniczne (elektroniczne i mechaniczne) tych obiektów. Proszę zauważyć, że tam, gdzie są one naprawdę dobre, nigdy nie dochodziło do napadów — dodaje Wojciech Mielcarz.

W ramach działań prewencyjnych KGP organizuje specjalne szkolenia dla banków. Prowadzone przez policyjnych specjalistów, którzy uczą pracowników banków m.in. zabezpieczania śladów i zachowań w ekstremalnych warunkach.Z uczestnictwem w tych szkoleniach bywa różnie. Sporo banków przeprowadza je we własnym zakresie. Z policyjnych statystyk wynika, że ich efekty bywają różne.