W ostatnich dniach wspominałem w komentarzach, iż na rynku złotego zapanowała nieuprawniona sielanka. W tym tygodniu ewidentnie się zakończyła. Ryzyko konfliktu na Ukrainie odgrywa tu kluczową rolę. Dziś jednak na pierwszym planie jest Fed.
W ostatnich miesiącach kurs EURPLN przebywał w lekko wznoszącej się konsolidacji, a to oznaczało, że niedawny test 4,50 oznaczał „silnego” bądź „wykupionego” złotego – stan, w którym rynek raczej koncentruje się na pozytywnych aspektach, takich jak podwyżki stóp procentowych w Polsce (czy w ogóle w naszym regionie). Liczne ryzyka (konflikt z Brukselą, globalne zacieśnienie, ryzyko piątej fali) zeszły na dalszy plan. W takich sytuacjach należy brać pod uwagę, że może też pojawić się coś, co w ogóle trudno wycenić zawczasu i dokładnie tak się stało. Mowa o potencjalnej agresji Rosji na Ukrainie. Jej wystąpienie być może obecnie jest już w pewnej formie realne, ale skutki są niesamowicie trudne do przewidzenia. Polska jest ważniejszym partnerem handlowym dla Ukrainy niż Ukraina dla Polski i aby doszło do istotnego zakłócenia współpracy gospodarczej konflikt musiałby przybrać naprawdę dużą skalę. Bardziej jednak chodzi o niepewność – dla inwestorów globalnych to jest „ryzyko regionu” i w okresie dużej niepewności wolą oni często wycofać część kapitału, co doskonale widać w tym tygodniu na złotym. Reakcje na ryzyka geopolityczne są zazwyczaj dość zerojedynkowe i jak tylko okaże się (miejmy nadzieję), że scenariusz inwazji jest zażegnany lub mało realny, złoty powinien te straty odrobić. Na razie nie wiadomo kiedy tak może się stać – NATO ma przedstawić Rosję pisemną propozycję deeskalacji. Być może jednak czeka nas dłuższy okres szachowania się stron.