To był bardzo ciężki lipiec dla touropeartorów, którzy dopiero pod koniec czerwca dowiedzieli się, że mogą zacząć wysyłać klientów za granicę, bo rząd otwiera granice.
— W lipcu mieliśmy ponad 60 tys. klientów, czyli około 40 proc. poziomu z lipca 2019 r. — mówi Marcin Dymnicki, prezes TUI Polska.
Itaka wysłała o 85 proc. mniej turystów niż rok wcześniej, a Rainbow — o ponad 80 proc. mniej.
Jak grom
Największe biura obserwowały powolny powrót klientów.
— Ich liczba rosła, dopóki kilkanaście dni temu przedstawiciele rządu nie zapowiedzieli, że rozważają kwarantannę dla osób wracających z niektórych krajów. Zamiast powiedzieć, że będzie kwarantanna dla wracających z kraju A od 10 sierpnia, usłyszeliśmy: zastanawiamy się nad krajami, zobaczymy kiedy. W dniu, w którym pojawiła się ta informacja, sprzedaż spadła nam o 70 proc.! — przyznaje Piotr Henicz, wieceprezes Itaki.
Zniżki były także w TUI: o 30-40 proc.
— Informacja o możliwej kwarantannie została zdementowana dzień później. Nie ma na tę chwilę planów jej wprowadzania, a jeśli się pojawią, informacje mają zostać opublikowane z wyprzedzeniem. U nas sprzedaż przez to zamieszanie informacyjne spadła o 30 proc. W ubiegłym tygodniu zaczęła się powoli odbudowywać — mówi Maciej Szczechura, członek zarządu Rainbowa.
Przedstawiciele biur podkreślają, że COVID-19 jest większym problemem w Polsce niż w zagranicznych kurortach. Nad Bałtykiem i w górach nie ma bazy dla ponad 3 mln turystów, którzy zwykle spędzali wakacje za granicą. Polskie miejscowości turystyczne są przepełnione, a turyści nie są w stanie zachować dystansu.
— W lipcu za granicę wyjechało z biurami podróży około 120-130 tys. Polaków, nie słyszeliśmy, żeby któryś przywiózł wirusa. Były natomiast przypadki, gdy polscy turyści „zawozili” go na greckie wyspy. Miałem okazję być w kilku miejscach, do których wysyłamy turystów. Hotele są wypełnione w 20-30 proc., na plażach, w restauracjach jest pusto. Z punktu widzenia turysty trudno o lepszy rok — uważa wiceprezes Itaki.
TUI najmocniej
Od początku sierpnia touroperatorzy dodali do oferty Turcję. TUI ma dziś 50 proc. zeszłorocznej oferty. Itaka — 25 proc.
— Oferta na sierpień to dwadzieścia kilka procent tego, co mieliśmy w katalogach rok temu. Możliwość dołączenia Turcji sporo zmienia, bo to kierunek dobry dla rodzin z dziećmi. Nie mamy problemu ze sprzedażą tego kierunku na sierpień — mówi Maciej Szczechura.
Kiedy powrót
Szef TUI w Polsce nie próbuje prognozować, kiedy popyt wróci.
— Branża liczyła na odroczony popyt. Niestety, sprzedaż ofert na ten sezon rośnie o kilka procent miesięcznie i nie zanosi się na zmianę. Robimy dziennie do 1000 rezerwacji na przyszły sezon. Gdyby traktować to jako prognostyk, należałoby być optymistą i spodziewać się powrotu popytu w przyszłym roku. Ten sezon pokazał jednak, że wiele może się w krótkim czasie zmienić — mówi Maciej Szczechura.
Zdaniem Piotra Henicza, rynek już nie wróci do oferty sprzed wirusa.
— Wszystko się zmieni: wyjazdy oparte na czarterach, lotach rejsowych, lowcostach, dynamiczne pakietowanie, dojazd własny. Klienci nie będą chcieli tej samej oferty, będzie musiała być bardziej elastyczna. Touroperatorzy nie będą się już wiązać umowami czarterowymi z liniami albo podpisywanymi na kilka lat umowami z hotelami, od których nie ma możliwości wyegzekwowania zwrotu zaliczek — mówi wiceprezes Itaki.
Co z pożyczką
Dla płynności biur podróży bardzo ważne, by planowany turystyczny fundusz zwrotów (kilkaset milionów złotych przeznaczonych przez rząd z unijnego wsparcia dla gospodarki dotkniętej koronawirusem na pożyczki) zaczął działać w połowie września, gdy zaczną się pierwsze zwroty za niezrealizowane przez COVID-19 wyjazdy. To wtedy mija 180 dni od połowy marca, gdy zaczął się lockdown, a biura podróży musiały odwoływać wakacje.
— Niestety, w ubiegłym tygodniu projekt nie trafił pod obrady Sejmu, liczę, że uda się to w tym — mówi Piotr Henicz.
Prezes TUI Polska wierzy, że jeśli rząd wprowadzi zapowiedziane mechanizmy wsparcia zwrotów, bankructw wśród biur podróży nie będzie.