Si rok walnie po kieszeniach

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2021-12-30 20:00

Przywołany w tytule mianownik staropolskiego, ba, wręcz starosłowiańskiego określenia zbliżającego się roku to archaizm – jeżeli w życzeniach ów zaimek bywa już odkurzany, to w dopełniaczu „do siego roku”.

Podczas nocy sylwestrowej realia są z definicji zagłuszane optymizmem życzeniowej poprawności. Uwzględniając jednak zarówno nieustępliwość i podstępność mutującego koronawirusa, jak też rozkręcanie się inflacji – najbardziej uczciwe życzenia na styku lat 2021/2022 powinny brzmieć „oby nie było gorzej”. Bo drożej będzie znacznie.

W końcówce roku szczyptę prawdy rzucił publicznie Adam Glapiński, szef banku centralnego. Z urealnionych prognoz NBP wynika, że średnioroczna inflacja w 2022 r. może wynieść 7,6 proc., nie żadne tam 5,8 proc., przy czym szczyt ma ponoć wystrzelić w czerwcu do 8,3 proc., by potem do grudnia nieco zjechać do 6,2 proc. Przyjmując za realny punkt odniesienia sytuację z 2021 r., gdy oceny i opowieści prezesa NBP tak rozjeżdżały się z brutalną rzeczywistością – do hiobowych prognoz i tak wypada doliczyć ze 2-3 punkty proc., co będzie oznaczało, że inflacja r/r przebije psychologiczny próg dwucyfrowy. Będzie to ponury rekord od stabilizacyjnej denominacji złotego, która nastąpiła 27 lat temu w noc sylwestrową 1994/1995. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że wtedy ustawowo bardzo mądrze skreślone zostały z banknotów nie trzy, lecz aż cztery zera.

Inflacja naturalnie ustanowiła również rekord okresu obowiązywania Konstytucji RP z 1997 r. Zgodnie z jej art. 227 to NBP przysługuje „wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej”, co powoduje, że właśnie bank centralny „odpowiada za wartość polskiego pieniądza”. Za skok inflacyjny w 2021 r. żaden organ państwa nie czuje się jednak odpowiedzialny. Propaganda zarówno rządu, jak też NBP umywa ręce i wskazuje wroga zewnętrznego, przede wszystkim energetycznego. Wpuszczanie do systemu pieniężnego poza budżetem setek miliardów pustych złotych władcy zamiatają pod polityczny dywan – chociaż uzasadnionym powodem zerwania konstytucyjnych więzów finansowych była/jest walka ze skutkami epidemii.

Swoją drogą ciekawe, jak szybko zmaterializują się w fakturach w 2022 r. skokowe podwyżki cen energii elektrycznej oraz gazu. Na przykład od Polskiej Grupy Energetycznej ostatnie rachunki za prąd otrzymałem z datą 8 listopada 2021 r., rozpisane na kwoty prognozowane do połowy kwietnia. Z kolei Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo 19 listopada 2021 r. rozpisało mi należności jako prognozę proforma do jesieni 2022 r. Teraz to wszystko zostanie ostro zweryfikowane w górę. Niezależnie od kwot, taki sposób traktowania klientów przez gigantyczne spółki skarbu państwa to równie gigantyczna nieuczciwość – chociaż popełniana, niestety, w majestacie przeforsowanych kiedyś przepisów. Z jednej strony państwowe molochy ostrzegają o konieczności zapewnienia upoważnionym przedstawicielom operatorów dostępu do liczników, albowiem w razie braku możliwości wykonania rzeczywistego odczytu należność zostanie oszacowana. Z drugiej – państwowe lenie samozwańczo dokonują odczytów wtedy, gdy zechcą: jedne co pół roku, drugie zaledwie co rok, natomiast za najdrobniejsze nawet opóźnienie cząstkowej wpłaty w trybie proforma (czyli wyliczonej na oko) oczywiście potrącają odsetki. Jedno jest pewne – energetyczne faktury wkrótce nadadzą gorzki sens tytułowi tego tekstu.

Używający gazu jedynie do gotowania podwyżek nie zauważą, ale ogrzewający błękitnym paliwem domy czy mieszkania zostaną uderzeni bardzo silnie.
Fot. Steve Buissinne/Pixabay