Podczas nocy sylwestrowej realia są z definicji zagłuszane optymizmem życzeniowej poprawności. Uwzględniając jednak zarówno nieustępliwość i podstępność mutującego koronawirusa, jak też rozkręcanie się inflacji – najbardziej uczciwe życzenia na styku lat 2021/2022 powinny brzmieć „oby nie było gorzej”. Bo drożej będzie znacznie.
W końcówce roku szczyptę prawdy rzucił publicznie Adam Glapiński, szef banku centralnego. Z urealnionych prognoz NBP wynika, że średnioroczna inflacja w 2022 r. może wynieść 7,6 proc., nie żadne tam 5,8 proc., przy czym szczyt ma ponoć wystrzelić w czerwcu do 8,3 proc., by potem do grudnia nieco zjechać do 6,2 proc. Przyjmując za realny punkt odniesienia sytuację z 2021 r., gdy oceny i opowieści prezesa NBP tak rozjeżdżały się z brutalną rzeczywistością – do hiobowych prognoz i tak wypada doliczyć ze 2-3 punkty proc., co będzie oznaczało, że inflacja r/r przebije psychologiczny próg dwucyfrowy. Będzie to ponury rekord od stabilizacyjnej denominacji złotego, która nastąpiła 27 lat temu w noc sylwestrową 1994/1995. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że wtedy ustawowo bardzo mądrze skreślone zostały z banknotów nie trzy, lecz aż cztery zera.
Inflacja naturalnie ustanowiła również rekord okresu obowiązywania Konstytucji RP z 1997 r. Zgodnie z jej art. 227 to NBP przysługuje „wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej”, co powoduje, że właśnie bank centralny „odpowiada za wartość polskiego pieniądza”. Za skok inflacyjny w 2021 r. żaden organ państwa nie czuje się jednak odpowiedzialny. Propaganda zarówno rządu, jak też NBP umywa ręce i wskazuje wroga zewnętrznego, przede wszystkim energetycznego. Wpuszczanie do systemu pieniężnego poza budżetem setek miliardów pustych złotych władcy zamiatają pod polityczny dywan – chociaż uzasadnionym powodem zerwania konstytucyjnych więzów finansowych była/jest walka ze skutkami epidemii.
Swoją drogą ciekawe, jak szybko zmaterializują się w fakturach w 2022 r. skokowe podwyżki cen energii elektrycznej oraz gazu. Na przykład od Polskiej Grupy Energetycznej ostatnie rachunki za prąd otrzymałem z datą 8 listopada 2021 r., rozpisane na kwoty prognozowane do połowy kwietnia. Z kolei Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo 19 listopada 2021 r. rozpisało mi należności jako prognozę proforma do jesieni 2022 r. Teraz to wszystko zostanie ostro zweryfikowane w górę. Niezależnie od kwot, taki sposób traktowania klientów przez gigantyczne spółki skarbu państwa to równie gigantyczna nieuczciwość – chociaż popełniana, niestety, w majestacie przeforsowanych kiedyś przepisów. Z jednej strony państwowe molochy ostrzegają o konieczności zapewnienia upoważnionym przedstawicielom operatorów dostępu do liczników, albowiem w razie braku możliwości wykonania rzeczywistego odczytu należność zostanie oszacowana. Z drugiej – państwowe lenie samozwańczo dokonują odczytów wtedy, gdy zechcą: jedne co pół roku, drugie zaledwie co rok, natomiast za najdrobniejsze nawet opóźnienie cząstkowej wpłaty w trybie proforma (czyli wyliczonej na oko) oczywiście potrącają odsetki. Jedno jest pewne – energetyczne faktury wkrótce nadadzą gorzki sens tytułowi tego tekstu.
