SSE DOBIJAJĄ ZAKŁADY MIĘSNE
Moce dwóch niemieckich zakładów budowanych w strefie niepokoją branżę
ZBULWERSOWANY: Zdaniem Klaudiusza Balcerzaka, specjalne strefy ekonomiczne stwarzają warunki urągające zasadom zdrowej konkurencji i grożą unicestwieniem wielu gałęzi krajowej gospodarki, w tym również branży mięsnej. fot. Grzegorz Kawecki
Dwie niemieckie firmy Kźnecke i Lšblein, które rozpoczęły budowę zakładów mięsnych w Słubicko-Kostrzyńskiej SSE, będą przerabiać po około 150 ton mięsa dziennie. To dokładnie tyle, ile wytwarzają ich najwięksi krajowi konkurenci. Jednak niemieckie firmy będą mogły produkować znacznie taniej, korzystając z ulg podatkowych.
Potwierdzają się obawy przedstawicieli mięsnej branży, którzy wyrażali niepokój z powodu przyznania zezwoleń na budowę zakładów w SSE. Jedna z niemieckich firm już zamówiła linie produkcyjne, które mają przetwarzać około 150 ton mięsa dziennie. Tyle samo może produkować każdy z dziesięciu największych krajowych zakładów.
Walka z wiatrakami
Branża, która przeżywa nadprodukcję mięsa i jego przetworów, sprzeciwiała się wydaniu zezwoleń. Nie spotkała się jednak ze zrozumieniem resortów gospodarki i rolnictwa. Ministerstwo Gospodarki zapewniało, że firmy ze strefy są niewielkie i będą wytwarzać znikome ilości mięsa oraz jego przetworów.
— Niemcy deklarowali, że zainwestują po około 10 mln EUR (około 40 mln zł). To oznacza, że produkcja nie będzie zbyt wysoka — tłumaczy Marek Kalupa, naczelnik Departamentu Rozwoju Regionalnego Ministerstwa Gospodarki.
Jednak firmy inwestujące w strefach nie mają ograniczeń dotyczących np. wielkości produkcji. Krajowe zakłady obawiają się, że Kźnecke i Lšblein, korzystając z wieloletnich ulg, będą mogły obniżać ceny mięsa i jego przetworów.
Na ćwierć mocy
— Niemcy nie będą regionalnym producentem. Interesuje ich cały polski rynek — obawiają się przedstawiciele branży.
— Nic nie stało na przeszkodzie, by także polskie firmy ubiegały się o zezwolenia na inwestycje w specjalnych strefach ekonomicznych — ripostuje Marek Kalupa.
Brak rządowej strategii dla przemysłu mięsnego wykorzystują zagraniczne firmy.
— Podobnie jak inni przedsiębiorcy z branży mięsnej uważam, że państwo nie wspiera tej gałęzi przemysłu i nie prowadzi polityki proeksportowej. Konsekwencje braku takiej polityki zapewne będą bardzo przykre dla spółek z rynku polskiego. Zwłaszcza po wejściu Polski w struktury unijne — uważa Klaudiusz Balcerzak, członek zarządu Polskiego Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa.
Dodaje, że polskie zakłady z branży mięsnej wykorzystują jedynie 20-25 proc. mocy produkcyjnych. W tej sytuacji koszt wytworzenia wyrobów jest bardzo wysoki.
— Do tej pory większe krajowe przedsiębiorstwa rywalizowały głównie z małymi zakładami mięsnymi, które zwykle nie spełniały podstawowych wymogów weterynaryjnych, nie inwestowały w nowe technologie i ochronę środowiska, a często też nie płaciły podatków. Teraz pojawia się nowy przeciwnik. Uruchomienie zakładów, które będą zwolnione z podatków, jest kolejnym ciosem, który może pogrążyć branżę — przekonuje Klaudiusz Balcerzak.
Przedstawiciele obu niemieckich firm byli dla nas nieuchwytni.